Siedzenie z trudem

Przez SD

Zakute w kajdanki ręce mężczyzny za plecami.
Photo by zwycięzca

Po 13 dniach w celi chciałem tylko spojrzeć na błękitne niebo, kiedy wyszedłem na zewnątrz. Miło by było nacieszyć się przelatującą chmurą, ptakiem w locie lub wiatrem szeleszczącym wśród liści drzew na odległym wzgórzu.

Ale patrzenie było zabronione. Gdy wyszliśmy z celi – ponad setka uwięzionych osób z rękami skutymi za plecami w towarzystwie członka zespołu taktycznego ubranego w strój bojowy i niosącego ciężki kij za każdym razem – otrzymaliśmy surowe rozkazy „patrzyć pod nogi”. ” lub „nie spuszczaj wzroku z ziemi”. Zostaliśmy sparowani tuż przed celą i eskortowani przez rękawicę jeszcze większej liczby taktownych członków maszerujących w czarnych butach ulicą frontową aż do kaplicy na drugim końcu placówki.

Tuż przede mną słyszałem ciężki oddech mojej 58-letniej celi, gdy na wpół szurał nogami, na wpół utykał, próbując nadążyć za linią. Mogłam sobie tylko wyobrazić ból, jaki odczuwał, zmuszany do trzymania oczu przyklejonych do ziemi pomimo złamanego karku, na który instytucja zrobiła niewiele lub nic w ciągu ostatnich pięciu lat, z wyjątkiem podania mu trochę Ibuprofinu i ortezy na szyję . Czy rzeczywiście pójdzie do kaplicy? Zastanawiałem się. A jeśli nie? Czy zostanie zaciągnięty na bok linii, czy pozostawiony tam, gdzie leżał, aby reszta z nas przeszła przez nią? Nie było nic do powiedzenia.

Po wejściu do kaplicy zaprowadzono nas pojedynczo do głównego audytorium i rzędem po rzędzie zajęliśmy miejsca w poczekalni. Jeszcze raz wokół nas rozległy się ryki oficerów zespołu taktycznego z ostrzeżeniami, aby spuścić głowy i usiąść wygodnie na swoich miejscach. Ostatnia część, którą pomyślałem, była szczególnie sadystyczna do zamówienia, ponieważ oznaczała, że ​​stalowe kajdanki spinające nasze nadgarstki zaczną się teraz bezlitośnie wbijać, gdy opieramy się o oparcie. Ponieważ kajdanki nie były podwójnie zablokowane, szybko zdałem sobie sprawę, że choć byłem bezsilny, aby je poluzować, niestety łatwo było je zacisnąć, gdy usiadłem zbyt szybko.

Przez następne 40 minut siedzieliśmy niewygodnie na swoich miejscach, fani rozmieszczeni wokół kaplicy dogodnie skierowani od nas w kierunku grupek oficerów nadzorujących tłum. W ciągu kilku minut moja koszula była mokra od potu. Biedny facet obok mnie był tak zły, że próbował wytrzeć oczy podniesionym kolanem. Było to ćwiczenie z akrobatyki, które nie pozostało niezauważone przez funkcjonariuszy, którzy wydali mu polecenie, aby „siedzieć do cholery i już się nie ruszać!”

Do tego czasu kilka myśli przeszło mi przez głowę. Po pierwsze, oczywiście, był fakt, że ani ja, ani nikt inny, kto przechodził tę gehennę, nie zrobił niczego, co usprawiedliwiałoby to leczenie. To było nic innego jak uroczystość DOC w odpowiedzi na incydent, za który osoby odpowiedzialne zostały już dawno zabrane do segregacji lub przeniesione z instytucji.

Drugą rzeczą, o której myślałem, o której często myślę w takich chwilach, było to, że bezpośrednio zasłużyłem lub nie, sam fakt, że popełniłem przestępstwo, w wyniku którego wylądowałem za kratkami, oznaczał, że od czasu do czasu musiałem przechodzić przez takie rzeczy. Czy ci się to podoba, czy nie, to była część życia, na które sobie zasłużyłem. Witamy w karmy.

Na koniec pomyślałem sobie, że w ramach życia, na które zapracowałem, w ramach mojego okresu życia, mam obowiązek przeżyć je tak w pełni i całkowicie, jak tylko mogę, za to, czym było. W tej chwili to, co się stało, było dość trudne. Postanowiłem więc siedzieć z trudem, otwierając się możliwie najpełniej na swoją sytuację, czy było to związane z kajdankami drętwienie w palcach, prawie jowialne przekomarzanie się oficerów, gdy wybierali z tłumu kilku uwięzionych osób dla rewizji rozbieranej, jęków, kaszlu lub ukrytych prób zmiany pozycji, które wszyscy wokół mnie robili.

Nie umknęła mi ironia zmuszania mnie do siedzenia w bezruchu w kaplicy z oczami spuszczonymi na miejsce na podłodze. Bez kajdanek i odrobiny własnego przesunięcia mógłbym siedzieć w pozycji lotosu w kaplicy sangha Pokój. Szybko zdałem sobie sprawę, że chociaż sytuacja była trudna dla wszystkich wokół mnie, moje lata praktyki w medytacja sprawiało, że to szczególne ćwiczenie „siedzenia” było dla mnie znacznie bardziej znośne, niż mogłoby być w innym przypadku.

Zakute w kajdanki ręce mężczyzny za plecami.

Ból i cierpienie innych jest również moim bólem i cierpieniem. (Zdjęcie zrobione przez zwycięzca)

Od razu poczułem empatię z powodu trudnej sytuacji otaczających mnie ludzi, którzy nie mieli korzyści z praktyki. Nieskrępowana jawnym fizycznym dyskomfortem lub zagubieniem się w mentalnym i emocjonalnym chaosie często powodowanym przez taki dyskomfort, pozostawiła mnie otwartą na pełniejsze doświadczenie tego, przez co przechodzili wszyscy inni. Po raz kolejny przypomniano mi, że ból i cierpienie innych jest również moim bólem i cierpieniem. Nikt z nas nie jest oddzielony od siebie nawzajem, co oznacza, że ​​nie możemy być oddzieleni od innych prób i cierpień.

Pytanie brzmiało, co mógłbym zrobić w moim obecnym stanie, aby złagodzić cierpienie, do którego byłem wtajemniczony? Gdybym miał swój sposób, kajdanki wszystkich byłyby zdjęte. Ludzie mogli swobodnie poruszać się na swoich miejscach i cicho rozmawiać między sobą. Niestety moje mankiety były tak samo ciasne jak ich. Moja droga nie miała się wydarzyć.

My przysięga jako buddysta zawsze był ratować wszystkie istoty. A jednak byłem tutaj, bezsilny, by zrobić coś bardziej istotnego niż próba uznania sytuacji za to, czym była. Ale potem pomyślałem, czy to nie wystarczy?

Kiedy po raz pierwszy trafiłem do oddziału dla dorosłych w Oddziale Więziennym, uczestniczyłem w programie terapii grupowej, który przynajmniej dla mnie zmienił życie. Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiliśmy podczas terapii, było nauczenie się brania odpowiedzialności za nasze przestępcze zachowanie i zaakceptowanie faktu, że z powodu tego zachowania jesteśmy teraz winni ogromny dług zarówno naszym ofiarom, jak i całemu społeczeństwu. Chociaż część tego długu była spłacana w czasie, gdy służyliśmy za kratkami, to samo w sobie nigdy nie mogło w pełni spłacić tego, co byliśmy winni. Zobowiązanie było większe. Część tego zobowiązania oznaczała, że ​​zdajemy sobie sprawę z wpływu tego, co zrobiliśmy na innych tak w pełni, jak to tylko możliwe, a co za tym idzie, uznajemy człowieczeństwo poszkodowanych i fakt, że nie zasłużyli na nic z tego, co im zrobiono. Było to szczególnie ważne, ponieważ każda osoba, czy to dziecko nękane w szkole, cenny pracownik pominięty do awansu, czy ofiara brutalnego przestępstwa nieuchronnie zadaje to samo pytanie: „Dlaczego ja?”

„Dlaczego ja” jest nierozerwalnie związane z latami kształtowania naszego życia, kiedy pojęcia takie jak uczciwość, dobro kontra zło i poczucie własnej wartości dopiero nabierają kształtu i są wypróbowywane w naszym codziennym życiu. Któż nie słyszał tego znajomego protestu dwójki czterolatków przy stole w jadalni, uważnie obserwujących sobie nawzajem talerze? „Billy ma więcej niż ja” — nadąsa się. Nawet w tym wieku zadomowiła się idea uczciwości. Dzieci uczą się młodo, że jeśli są dobre, są nagradzane; jeśli są źli, zostają ukarani. Jeśli Billy dostanie więcej, fair play wymaga napadu złości, aby zrównoważyć sytuację.

Dojrzałość oczywiście kładzie kres napadom złości, ale nie podstawowym wyobrażeniom o uczciwości lub słuszności lub złu. Kiedy dzieje się z nami coś strasznego, na pewnym podstawowym poziomie część nas wraca do dzieciństwa, zastanawiając się, czy może nie zrobiliśmy czegoś, by zasłużyć na popełnioną niesprawiedliwość. Oczywiście żadna ofiara nadużyć lub niesprawiedliwości nigdy na to nie zasługuje. To, na co zasługują, to miłość i wsparcie rodziny i przyjaciół, i bez względu na to, czy kiedykolwiek będą mieli okazję o tym wiedzieć, czy nie, zasługują na to, aby oprawca wziął odpowiedzialność za swoje zbrodnie i ze szczerym wyrzutem sumienia przyznał się do tego, co zrobili niewinnym istotom ludzkim .

Nie mogłem zrobić nic fizycznie, aby złagodzić ból lub dyskomfort osób wokół mnie. Ale to, co mogłem zrobić, to stawić czoła tej chwili dla nich iz nimi, ćwicząc jasność, świadomość i współczucie. W ten sposób miałem nadzieję, że przynajmniej ich ból, ich zmagania nie pozostaną całkowicie niezauważone lub odrzucone z ręki. Te chwile, dobre czy złe, były charakterem naszego życia i jako takie zasługiwały na uznanie.

Zbyt często w więzieniu zapomina się o człowieczeństwie. Ludzie stają się „przestępcami” i niczym więcej. Kiedy tak się dzieje, o wiele łatwiej jest kogoś źle traktować. Funkcjonariusz nie musi dwa razy zastanawiać się nad zmuszeniem kogoś do przejścia po linii ze złamanym karkiem, odwrócenia wachlarzy w upalny letni dzień lub przeklinania i wykrzykiwania rozkazów ludziom, którzy już mają przewagę liczebną i są ujarzmieni kajdankami.

Niestety, bez względu na to, czy jest to osoba w więzieniu, czy oficer, kiedy zapominamy o czyimś człowieczeństwie, w końcu rezygnujemy z własnego człowieczeństwa. Ofiara staje się coraz łatwiejsza. Siedząc z trudem pozwalamy na uczciwe i bezstronne spojrzenie na sytuację, z którą mamy do czynienia, a pracując ze współczuciem zrodzonym w naszej praktyce, możemy uznać i być może pozbyć się niektórych cierpień otaczających nas ludzi. Podobnie jak w przypadku każdego, kto cierpi, mężczyźni, którzy przechodzą przez kolejną instytucjonalną próbę, zasługują na uznanie ich trudnej sytuacji.

Jeśli nie ma rzeczywistej separacji między tobą a mną, albo nami a nimi, to tak jak ja doświadczam cierpienia innych poprzez moją praktykę, tak i inni muszą na pewnym poziomie doświadczyć zasługi tej praktyki. Moje rozpoznanie, moja świadomość i uznanie innych podczas mojej praktyki może równie dobrze oznaczać początek uzdrowienia i rozwiązanie przynajmniej części cierpień, których byłem świadkiem.

Kiedy wróciliśmy do naszej celi po kolejnym długim i nękającym marszu, spędziliśmy z Celly dobrą godzinę na prostowaniu naszych pudeł z nieruchomościami i odkładaniu rzeczy zepsutych podczas przetrząsania. Był zmęczony i obolały z wysiłku. Podczas gdy opisywał mi ten ból i frustrację, która towarzyszyła mi przez tak długi czas bez leczenia, usiadłam i po prostu próbowałam słuchać. Słuchanie było wszystkim, co mogłam dla niego w tym momencie zrobić. Akt słuchania, który pozwolił mi naprawdę usłyszeć, co miał do powiedzenia, stał się sposobem na dalsze rozpoznanie jego sytuacji jako człowieka. Chociaż nie był to zabieg chirurgiczny, którego potrzebował, mam nadzieję, że był to przynajmniej balsam, który dałby mu możliwość wypowiedzenia się i dowiedzenia się, że ktoś się troszczy i chce być dla niego obecny. Jeśli nic więcej nie dokonało się w moich czasach, to nasz marsz do kaplicy był wart każdej chwili. Siedzenie z trudem zawsze jest.

Osób uwięzionych

Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.