Przyjazne dla wydruku, PDF i e-mail

Stajesz się kim?

Życie jako zachodnia buddyjska mniszka

Czcigodny Chodron we wczesnych latach święceń.

Kiedy ludzie proszą mnie o opowiedzenie o moim życiu, zwykle zaczynam od „dawno, dawno temu…”. Czemu? Bo to życie jest jak bańka senna, coś tymczasowego – jest tu, a potem znika, zdarzyło się kiedyś, dawno temu.

Dorastałem na przedmieściach Los Angeles, robiąc wszystko, co robi większość amerykańskich dzieci z klasy średniej: chodziłem do szkoły i na rodzinne wakacje, bawiłem się z przyjaciółmi i brałem lekcje muzyki. Moje nastoletnie lata zbiegły się z wojną w Wietnamie i powszechnymi wówczas w Ameryce protestami przeciwko dyskryminacji rasowej i seksualnej. Wydarzenia te wywarły głęboki wpływ na dociekliwe i myślące dziecko i zacząłem zadawać sobie pytania: Dlaczego ludzie toczą wojny, aby żyć w pokoju? Dlaczego ludzie są uprzedzeni wobec tych, którzy się od nich różnią? Dlaczego ludzie umierają? Dlaczego ludzie w najbogatszym kraju na ziemi są nieszczęśliwi, kiedy mają pieniądze i majątek? Dlaczego ludzie, którzy się kochają, później się rozwodzą? Dlaczego istnieje cierpienie? Jaki jest sens życia, jeśli wszystko, co robimy, to umieramy na końcu? Co mogę zrobić, aby pomóc innym?

Jak każde dziecko, które chce się uczyć, zaczęłam pytać innych ludzi – nauczycieli, rodziców, rabinów, duchownych, księży. Moja rodzina była żydowska, choć niezbyt religijna. Społeczność, w której dorastałem, była chrześcijańska, więc znałem najlepsze i najgorsze strony obu religii. Moi nauczyciele ze szkółki niedzielnej nie byli w stanie wyjaśnić w zadowalający mnie sposób, dlaczego Bóg stworzył żywe istoty i jaki jest cel naszego życia. Mój chłopak był katolikiem, więc poprosiłam też księży. Ale nie mogłem zrozumieć, dlaczego miłosierny Bóg miałby karać ludzi i dlaczego, skoro był wszechmocny, nie zrobił czegoś, aby zatrzymać cierpienie na świecie? Moi chrześcijańscy przyjaciele powiedzieli, żebym nie kwestionował, tylko miej wiarę, a wtedy będę zbawiony. Było to jednak sprzeczne z moim wykształceniem naukowym, w którym kładziono nacisk na dociekanie i zrozumienie jako drogę do mądrości.

Zarówno judaizm, jak i chrześcijaństwo nakazują „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, co z pewnością ma sens. Ale nikt nie powiedział, jak to zrobić, i nie widziałem wiele miłości braterskiej w praktyce. Historia chrześcijaństwa jest raczej zaśmiecona zwłokami tysięcy ludzi, którzy zostali zabici w imię Chrystusa. Niektórzy z moich nauczycieli byli otwarci na dyskusję na te tematy, ale oni również nie mieli odpowiedzi. W końcu niektórzy ludzie o dobrych intencjach powiedzieli mi: „Nie myśl tyle. Wychodź z przyjaciółmi i ciesz się życiem”. Mimo to wydawało mi się, że w życiu musi być coś więcej niż zabawa, praca, zarabianie pieniędzy, posiadanie rodziny, starzenie się i umieranie. Z braku rozsądnej i kompleksowej filozofii czy religii, która kierowałaby moim życiem, zostałam gorliwą ateistką.

Po ukończeniu UCLA podróżowałem, ożeniłem się, wróciłem do szkoły, aby ukończyć pracę magisterską w dziedzinie edukacji i uczyć w szkole podstawowej w Los Angeles City Schools. Podczas letnich wakacji w 1975 roku zobaczyłem w księgarni plakat o medytacja kurs prowadzony przez dwóch mnichów buddyzmu tybetańskiego. Nie mając nic innego do roboty i nie spodziewając się wiele, poszedłem. Byłem dość zaskoczony, gdy nauki Ven. Lama Yeshe i Ven. Zopa Rinpocze zaproponował odpowiedzi na pytania, które towarzyszyły mi od dzieciństwa. Reinkarnacja i karmy wyjaśnić, jak się tu znaleźliśmy. Fakt, że przywiązanie, złość i ignorancja są źródłem wszystkich naszych problemów, wyjaśnia, dlaczego ludzie się nie dogadują i dlaczego jesteśmy niezadowoleni. Znaczenie posiadania czystej motywacji pokazuje, że istnieje alternatywa dla hipokryzji. Fakt, że możemy całkowicie porzucić swoje wady i bez ograniczeń rozwijać nasze dobre cechy, nadaje cel życiu i pokazuje, jak każdy z nas może stać się osobą zdolną do skutecznej, mądrej i współczującej służby innym.

Im bardziej badałem, co Budda powiedziałem, tym bardziej stwierdziłem, że odpowiada to moim doświadczeniom życiowym. Uczono nas praktycznych technik postępowania złość i przywiązanie, zazdrość i dumę, a kiedy ich spróbowałem, pomogły mi w lepszym życiu codziennym. Buddyzm szanuje naszą inteligencję i nie wymaga wiary bez badania. Zachęcamy do refleksji i analizy. Poza tym kładzie nacisk na zmianę naszego nastawienia i serca, a nie tylko wygląd zewnętrzny. Wszystko to przemawiało do mnie.

Medytacje na tym kursie prowadziła zakonnica i zrobiło na mnie wrażenie to, że była radosna, przyjazna i naturalna, a nie sztywna i „święta” jak wiele chrześcijańskich zakonnic, które spotkałam jako dziecko. Ale wydawało mi się, że bycie zakonnicą było dziwne — za bardzo lubiłam mojego męża, żeby w ogóle o tym myśleć! Zacząłem przyglądać się swojemu życiu z perspektywy Dharmy i BuddaJego nauki rozbrzmiewały we mnie, gdy głęboko myślałem o naszym ludzkim potencjale i wartości tego życia. Nie można było obejść faktu, że śmierć jest pewna, czas śmierci niepewny i że w chwili śmierci nasz dobytek, przyjaciele, krewni i ciało— wszystko, dla czego zwykli ludzie żyją przez całe życie — nie idzie i nie może iść z nami. Wiedząc, że Dharma jest czymś niezwykle ważnym i nie chcąc przegapić okazji, by się jej nauczyć, rzuciłem pracę i pojechałem do Nepalu, gdzie Lama Jesze i Zopa Rinpocze mieli klasztor i ośrodek Dharmy.

Tam uczestniczyłem we wspólnotowym życiu pracy, nauczania i medytacja. Dharma wpływała na mnie coraz głębiej, gdy używałem jej, aby spojrzeć na naszą obecną ludzką sytuację i nasz potencjał. Było jasne, że mój umysł był przytłoczony przywiązanie, złość i ignorancja. Wszystko, co robiłem, było rażąco lub subtelnie pod wpływem egocentryzm. Ze względu na karmiczne odciski zebrane w moim strumieniu umysłu poprzez moje niepohamowane myśli i działania, stało się jasne, że dobre odrodzenie jest bardzo mało prawdopodobne. A jeśli naprawdę chciałem pomagać innym, było to niemożliwe, jeśli większość moich postaw była egocentryczna, ignorancka i niezręczna.

Chciałem się zmienić, a pytanie brzmiało: jak? Chociaż wielu ludzi może prowadzić świeckie życie i praktykować Dharmę, widziałem, że dla mnie byłoby to niemożliwe. Moje niepokojące postawy – ignorancja, złość i czepianie się przywiązania— były zbyt silne, a mój brak samodyscypliny zbyt wielki. Musiałem podjąć jasne, stanowcze etyczne decyzje dotyczące tego, co zrobię, a czego nie, i potrzebowałem zdyscyplinowanego stylu życia, który wspierałby praktykę duchową, a nie odwracał od niej uwagę. The klasztorny styl życia, z dyscypliną etyczną zasady zapewnić, była realną opcją zaspokojenia tych potrzeb.

Moja rodzina nie rozumiała, dlaczego chciałem przyjąć święcenia kapłańskie. Niewiele wiedzieli o buddyzmie i nie mieli skłonności duchowych. Nie rozumieli, jak mogłam porzucić obiecującą karierę, małżeństwo, przyjaciół, rodzinę, bezpieczeństwo finansowe i tak dalej, aby zostać zakonnicą. Wysłuchałem i rozważyłem wszystkie ich obiekcje. Ale kiedy zastanowiłem się nad nimi w świetle Dharmy, moja decyzja o zostaniu mniszką tylko się umocniła. Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że szczęście nie bierze się z posiadania dóbr materialnych, dobrej reputacji, bliskich, fizycznego piękna. Posiadanie ich w młodości nie gwarantuje szczęśliwej starości, spokojnej śmierci, a już na pewno nie dobrego odrodzenia. Gdyby mój umysł był stale przywiązany do zewnętrznych rzeczy i relacji, jak mógłbym rozwijać swój potencjał i pomagać innym? Zasmuciło mnie, że moja rodzina tego nie zrozumiała, ale moja decyzja pozostała stanowcza i wierzyłem, że na dłuższą metę będę mógł bardziej przysłużyć się innym, trzymając klasztorny śluby. Święcenia nie oznaczają odrzucenia rodziny. Chciałem raczej powiększyć swoją rodzinę i rozwinąć w sobie bezstronną miłość i współczucie dla wszystkich istot. Z biegiem czasu moi rodzice zaakceptowali, że jestem buddystą i zakonnicą. Nie próbowałem ich przekonać poprzez dyskusję czy rozumowanie, ale po prostu starałem się jak najlepiej żyć BuddaJego nauki, zwłaszcza te dotyczące cierpliwości. Dzięki temu zobaczyli, że nie tylko jestem szczęśliwy, ale także, że to, co robię, przynosi pożytek innym.

Mój mąż miał ambiwalentne uczucia. Był buddystą, a jego mądrość wspierała moją decyzję, podczas gdy przywiązanie strona ubolewała nad tym. Użył Dharmy, aby pomóc mu przetrwać ten trudny czas. Później ożenił się ponownie i nadal jest aktywny w społeczności buddyjskiej. Dobrze się dogadujemy i widujemy od czasu do czasu. Wspiera mnie w byciu zakonnicą i bardzo to doceniam.

Przyjmowanie święceń

Czcigodny Chodron we wczesnych latach święceń.

Posiadanie ślubów nie jest ograniczeniem. Jest raczej wyzwalający, ponieważ uwalniamy się od działania w sposób, którego w głębi serca nie chcemy.

Wiosną 977 roku, z wielką wdzięcznością i szacunkiem dla Potrójny klejnot i moimi duchowymi nauczycielami, przyjąłem święcenia od Kyabje Linga Rinpocze, starszego nauczyciela Jego Świątobliwości Dalajlama. Ludzie pytają, czy kiedykolwiek tego żałowałem. Zupełnie nie. Gorąco modlę się do Potrójny klejnot aby zachować moje święcenia w czystości i móc zostać wyświęconym również w przyszłych żywotach. Mający śluby nie ogranicza. Jest raczej wyzwalający, ponieważ uwalniamy się od działania w sposób, którego w głębi serca nie chcemy. bierzemy śluby swobodnie, nic nie jest wymuszone ani narzucone. Dyscyplina jest podejmowana dobrowolnie. Ponieważ staramy się żyć po prostu – bez wielu rzeczy, uwikłanych związków emocjonalnych lub zaabsorbowania naszym wyglądem – mamy więcej czasu na wewnętrzną eksplorację, której wymaga praktyka Dharmy, oraz na działania zorientowane na służbę. Gdybym miała karierę, męża, dzieci, wiele zainteresowań, bogate życie towarzyskie i zobowiązania społeczne, trudno byłoby mi podróżować, aby nauczać lub otrzymywać nauki tak często, jak teraz. The śluby wyjaśnić również nasze relacje; na przykład moje relacje z mężczyznami są teraz dużo bardziej bezpośrednie i szczere. I jest mi o wiele wygodniej z moim ciało. Jest to pojazd służący praktyce i służbie Dharmy, dlatego należy go szanować i utrzymywać w dobrym stanie. Ale nosząc szaty i goląc głowę, nie przejmuję się swoim wyglądem. Jeśli ludzie mnie lubią, to musi to być spowodowane wewnętrznym pięknem, a nie zewnętrznym. Korzyści wynikające z prostoty stają się oczywiste w naszym życiu, gdy żyjemy zgodnie z zasadami zasady.

Autonomiczne śluby centrum wokół czterech pierwiastków zasady: unikać zabijania, kradzieży, stosunków seksualnych i kłamstwa na temat naszych duchowych osiągnięć. Inny zasady zajmować się różnymi aspektami naszego życia: naszymi relacjami z innymi mnichami i świeckimi, tym, co i kiedy jemy i pijemy, naszym ubiorem i dobytkiem. Niektóre zasady chroń nas przed rozproszeniami, które niszczą naszą uważną świadomość. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że ​​wiele wewnętrznego wzrostu pochodzi z próby życia zgodnie z zasadami zasady. Sprawiają, że jesteśmy bardziej świadomi naszych działań i ich wpływu na ludzi wokół nas. Aby zachować zasady nie jest łatwą pracą – wymaga uważności i ciągłego stosowania antidotum na przeszkadzające postawy. Krótko mówiąc, wymaga przemiany starych, nieproduktywnych nawyków emocjonalnych, werbalnych i fizycznych. Wskazania zmusić nas do zaprzestania życia „na automatyce” i zachęcić nas do mądrego wykorzystywania czasu i nadania naszemu życiu sensu. Nasza praca jako mnichów polega na oczyszczaniu naszych umysłów i rozwijaniu naszych dobrych cech, aby wnieść pozytywny wkład w pomyślność wszystkich żywych istot w tym i wszystkich przyszłych żywotach. W życiu święceń jest wiele radości, a bierze się ona z uczciwego spojrzenia na własną kondycję i na swój potencjał.

Życie wyświęcone nie jest jednak czystą żeglugą. Nasze niepokojące postawy podążają za nami, gdziekolwiek się udamy. Nie znikają tylko dlatego, że bierzemy śluby, ogolić głowy i założyć szaty. Klasztorny życie jest zobowiązaniem do pracy z naszymi śmieciami, jak również z naszym pięknem. Stawia nas wprost przeciw sprzecznym częściom nas samych. Na przykład, jedna część nas czuje, że życie ma głęboki sens, wielki ludzki potencjał i szczerze pragnie je urzeczywistnić. Druga część nas szuka rozrywki, bezpieczeństwa finansowego, reputacji, aprobaty i przyjemności seksualnej. Chcemy być jedną nogą w nirwanie (wyzwoleniu), drugą w samsarze (cyklu ciągle powracających problemów). Chcemy się zmienić i wejść głębiej w naszą praktykę duchową, ale nie chcemy rezygnować z rzeczy, do których jesteśmy przywiązani. Pozostać A klasztorny, musimy sobie radzić z tymi różnymi stronami nas samych. Musimy sprecyzować nasze życiowe priorytety. Musimy zobowiązać się do pójścia głębiej i usunięcia wielu warstw hipokryzji, przywiązanie i strach w nas samych. Jesteśmy wezwani, aby wskoczyć w pustą przestrzeń i żyć naszą wiarą i dążenie. Chociaż życie jako klasztorny nie zawsze przebiega płynnie — nie dlatego, że Dharma jest trudna, ale dlatego, że przeszkadzające postawy są podstępne i nieustępliwe — dzięki wysiłkowi następuje postęp i szczęście.

Podczas gdy katolickie zakonnice wstępują do określonego zakonu – na przykład zakonu nauczycielskiego, zakonu kontemplacyjnego, zakonu służby – mniszki buddyjskie nie mają określonej sytuacji życiowej ani pracy. O ile zachowamy tzw zasady, możemy żyć na różne sposoby. W ciągu prawie dziewiętnastu lat moich święceń żyłam samotnie i we wspólnocie. Czasami studiowałem, innym razem uczyłem; czasem pracował, innym razem odbywał intensywne, ciche odosobnienia; raz mieszkał w mieście, innym razem na wsi; czasem w Azji, innym razem na Zachodzie.

Nauczyciele buddyjscy często mówią o znaczeniu linii przekazu. Istnieje pewna energia lub inspiracja, która jest przekazywana z mentora na aspiranta. Chociaż wcześniej nie byłem osobą, która w to wierzyła, w latach moich święceń stało się to oczywiste dzięki doświadczeniu. Kiedy moja energia słabnie, przypominam sobie rodowód silnych, zaradnych kobiet i mężczyzn, którzy nauczyli się, praktykowali i urzeczywistnili Buddanauki przez 2,500 lat. W czasie święceń wstąpiłem do ich rodu, a przykłady ich życia odnawiają moją inspirację. Nie pływam już w morzu duchowej dwuznaczności lub zniechęcenia, czuję się zakorzeniony w praktyce, która działa i w celu, który jest osiągalny (nawet jeśli trzeba porzucić wszelkie chwytanie, aby go osiągnąć!)

Jako jedna z pierwszych generacji zachodnich mniszek w tradycji buddyzmu tybetańskiego, stoję przed pewnymi wyzwaniami. Na przykład, ponieważ nasi tybetańscy nauczyciele są uchodźcami z własnego kraju, nie mogą wspierać swoich wyświęconych na Zachodzie uczniów. Ich głównym celem jest odbudowa klasztorów na wygnaniu i opieka nad tybetańską społecznością uchodźców. Dlatego zachodni mnisi nie mają gotowych klasztorów ani systemu wsparcia. Oczekuje się od nas, że zapewnimy sobie utrzymanie finansowe, chociaż utrzymanie naszego jest niezwykle trudne śluby jeśli mamy założyć cywilne ubrania i pracować w mieście. Jeśli zostajemy w Indiach, aby studiować i praktykować, pojawiają się wyzwania związane z chorobą, problemami wizowymi, niepokojami politycznymi i tak dalej. Jeśli mieszkamy na Zachodzie, ludzie często patrzą na nas z ukosa. Czasami słyszymy, jak dziecko mówi: „Spójrz, mamusiu, ta pani nie ma włosów!” lub sympatyczny nieznajomy podchodzi do nas i mówi: „Nie martw się, teraz wyglądasz ślicznie. A kiedy chemia się skończy, twoje włosy odrosną”. W naszym materialistycznym społeczeństwie ludzie pytają: „Co wy mnisi produkujecie? Jak siedzi medytacja wnieść wkład w społeczeństwo?” Wyzwania związane z byciem mniszką buddyjską na Zachodzie są liczne i różnorodne, a wszystkie dają nam szansę na pogłębienie naszej praktyki.

Bycie zachodnią mniszką w tradycji tybetańskiej

Większa część praktyki buddyjskiej dotyczy przezwyciężenia naszego lgnięcia do tożsamości, zarówno naszego wrodzonego poczucia siebie, jak i tego, które jest sztucznie tworzone przez etykiety i kategorie, które odnoszą się do nas w tym życiu. A jednak piszę o byciu zachodnią mniszką w tradycji buddyzmu tybetańskiego, co zawiera wiele kategorii. Na głębszym poziomie nie ma nic, czego można by się uchwycić w byciu Zachodem, mniszką, buddystą lub wywodzącym się z tradycji tybetańskiej. Właściwie istotą tzw klasztorny styl życia polega na odpuszczaniu przywiązanie do takich etykiet i tożsamości. Jednak na poziomie konwencjonalnym wszystkie te kategorie i doświadczenia, które dzięki nim zdobyłem, warunkowały mnie. Pragnę podzielić się z wami tym, jak to na mnie wpłynęło, a czyniąc to, napiszę więcej o moich projekcjach i niepokojących postawach niż o zewnętrznych okolicznościach, z którymi się zetknąłem. Jako ograniczone istoty, nasze umysły są często ograniczone, krytyczne i przywiązane do własnych opinii, co sprawia, że ​​sytuacje w naszym otoczeniu wydają się trudne. Nie oznacza to, że zewnętrzne okoliczności i instytucje nigdy nie muszą być kwestionowane ani zmieniane, ale podkreślam wewnętrzny proces wykorzystywania trudnych sytuacji jako szansy na praktykę.

Bycie mieszkańcem Zachodu oznacza, że ​​zostałem uwarunkowany, aby wierzyć, że demokracja i równość — cokolwiek te dwa terminy znaczą — to najlepszy sposób na wspólne życie między ludźmi. Jednak zdecydowałem się zostać klasztorny i tym samym w oczach innych kojarzą się z instytucją postrzeganą na Zachodzie jako hierarchiczna. Są tu dwa wyzwania: jedno dotyczy mojego stosunku do hierarchii, a drugie tego, w jaki sposób ludzie Zachodu postrzegają mnie jako część hierarchicznej instytucji.

Pod wieloma względami hierarchia klasztorny instytucja mi się przydała. Będąc człowiekiem sukcesu, zwykle jestem dumny, chcę dodawać swoją opinię do każdej dyskusji, chcę kontrolować lub naprawiać sytuacje, których nie lubię lub których nie aprobuję. Sama praktyka Dharmy skłoniła mnie do przyjrzenia się tej tendencji i do zastanowienia się przed działaniem i mówieniem. W szczególności uświadomił mi, kiedy wypada mówić, a kiedy nie. Na przykład, w ramach przyjmowania święceń bhikszuni na Tajwanie, uczestniczyłem w trzydziestodwudniowym programie szkoleniowym, w którym byłem jednym z dwóch obcokrajowców na pięćset wyświęconych osób. Każdego dnia spędzaliśmy około piętnastu minut idąc z głównego holu do sali wykładowej. Szybsza, wydajniejsza metoda przenoszenia tak wielu ludzi z miejsca na miejsce była dla mnie jasna i chciałem naprawić stratę czasu i energii, którą widziałem. Było jednak również jasne, że pełnię rolę ucznia, a nauczyciele stosują wypróbowany i prawdziwy system. Nawet gdybym mógł przedstawić moją sugestię po chińsku, nikt nie byłby nią szczególnie zainteresowany. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko milczeć, robić to po swojemu i być szczęśliwym. Jeśli chodzi o praktykę, było to dla mnie wspaniałe doświadczenie; którego teraz cenię za pokorę, otwartość i akceptację, których mnie nauczył.

Hierarchia w buddyzmie objawia się inaczej na Zachodzie. Czasami rasa, pochodzenie etniczne i kultura są czynnikami dyskryminującymi. Niektórzy ludzie Zachodu uważają, że przyjmując azjatyckie formy kulturowe, praktykują Dharmę. Niektórzy zakładają, że Azjaci – pochodzący z daleka, a więc egzotyczni – są święci. W międzyczasie inni praktykujący z Zachodu dorastali z Myszką Miki, jak wszyscy inni, i wydają się zwyczajni. Nie twierdzę, że zachodni praktykujący są równi w urzeczywistnieniu naszym azjatyckim nauczycielom. Nie ma podstaw do takich uogólnień, ponieważ cechy duchowe są całkowicie indywidualne. Jednak fascynacja tym, co obce – a więc egzotyczne – często przesłania nam zrozumienie, czym jest ścieżka. Praktyka duchowa oznacza, że ​​staramy się przemienić siebie w życzliwych i mądrych ludzi. Nie chodzi o idealizowanie egzotycznego nauczyciela czy przyjmowanie innych form kulturowych, ale o przemianę naszych umysłów. Możemy praktykować Dharmę bez względu na to, z jakiej kultury pochodzimy my lub nasz nauczyciel; prawdziwej ścieżki duchowej nie można zobaczyć oczami, ponieważ leży ona w sercu.

Jako mieszkaniec Zachodu mam wyjątkowy związek z religijną instytucją buddyzmu tybetańskiego. Z jednej strony jestem jego częścią, ponieważ wiele się nauczyłem od tybetańskich nauczycieli i mam wielki szacunek dla tych mistrzów duchowych i nauk, które zachowali. Ponadto jestem częścią tzw klasztorny instytucję na mocy przyjęcia święceń i życia a klasztorny styl życia. Z drugiej strony nie należę do tybetańskiej instytucji religijnej, ponieważ jestem mieszkańcem Zachodu. Moja znajomość języka tybetańskiego jest ograniczona, moje wartości czasami różnią się od Tybetańczyków, moje wychowanie jest inne. Na początku mojej praktyki, kiedy żyłem głównie w społeczności tybetańskiej, czułem się upośledzony, ponieważ nie pasowałem do ich instytucji religijnych. Jednak z biegiem lat rozróżnienie między praktyką duchową a instytucjami religijnymi stało się dla mnie jaśniejsze. Moje zaangażowanie dotyczy ścieżki duchowej, a nie instytucji religijnej. Oczywiście byłoby wspaniałym wsparciem dla mojej praktyki być częścią instytucji religijnej, która funkcjonowała uczciwie i do której czułem, że naprawdę należę, ale to nie jest moja obecna sytuacja. Nie jestem pełnoprawnym członkiem tybetańskich instytucji religijnych, a zachodnie albo jeszcze nie powstały, albo są zbyt młode.

Dokonanie rozróżnienia między ścieżką duchową a instytucją religijną uświadomiło mi, jak ważne jest ciągłe sprawdzanie własnej motywacji i lojalności. W naszym życiu konieczne jest odróżnienie praktyki Dharmy od praktyki światowej. Zbyt łatwo jest przeszczepić nasze przywiązanie o dobra materialne, reputację i pochwały w sytuację Dharmy. Przywiązujemy się do naszych drogich i pięknych Budda obrazy i księgi Dharmy; szukamy reputacji wielkiego praktykującego lub bliskiego ucznia jednego z nich; tęsknimy za pochwałami i akceptacją naszych duchowych nauczycieli i wspólnot. Myślimy, że ponieważ jesteśmy otoczeni duchowymi ludźmi, miejscami i rzeczami, to również jesteśmy duchowi. Ponownie musimy powrócić do rzeczywistości, w której praktyka odbywa się w naszych sercach i umysłach. Kiedy umieramy, tylko nasze karmy, nasze mentalne nawyki i cechy idą z nami.

Być kobietą w klasztorny instytucja była również interesująca. Moja rodzina wierzyła w równouprawnienie kobiet i mężczyzn, a ponieważ dobrze radziłem sobie w szkole, oczekiwano, że będę miał udaną karierę. Stosunek Tybetańczyków do mniszek jest zasadniczo różny od tego, w jakim się wychowałem. Ponieważ pierwsze lata moich święceń spędziłem we wspólnocie tybetańskiej, starałem się dostosować do ich oczekiwań wobec mniszek. Chciałem być dobrym uczniem, więc podczas dużych zgromadzeń religijnych siadałem z tyłu sali. Starałem się mówić cicho i nie wypowiadałem swojego widoki lub wiedza bardzo. Starałem się dobrze podążać, ale niczego nie inicjowałem. Po kilku latach stało się oczywiste, że ten model zachowania do mnie nie pasuje. Moje pochodzenie i wychowanie były zupełnie inne. Nie tylko skończyłem studia i zrobiłem karierę, ale też nauczono mnie mówić, uczestniczyć, przejmować inicjatywę. Tybetańskie mniszki mają wiele dobrych cech, ale musiałam przyznać, że mój sposób myślenia i zachowania, choć znacznie zmodyfikowany przez życie w Azji, był zasadniczo zachodni.

Ponadto musiałam pogodzić się z dyskryminacją kobiet i mężczyzn w tybetańskiej instytucji religijnej. Na początku złościły mnie zalety mnichów: w społeczności tybetańskiej mieli lepsze wykształcenie, otrzymywali większe wsparcie finansowe i byli bardziej szanowani niż mniszki. Chociaż wśród zachodnich mnichów tak nie było, kiedy żyłem we wspólnocie tybetańskiej, ta nierówność dotknęła mnie. Pewnego dnia podczas dużej oferuje Podczas ceremonii w głównej świątyni w Dharmsali mnisi jak zwykle wstali, aby dokonać osobistego oferuje do Jego Świątobliwości. Zdenerwowałem się, że mnisi doznali tego zaszczytu, podczas gdy mniszki musiały siedzieć cicho i medytować. Ponadto mnisi, a nie mniszki, zemdlali ofiary do większego zgromadzenia. Wtedy przemknęła mi przez głowę myśl: gdyby zakonnice wstały, żeby zrobić oferuje do Jego Świątobliwości i przekazać ofiary kiedy mnisi medytowali, byłem zły, ponieważ kobiety zawsze musiały wykonywać pracę, a mężczyźni nie. W tym momencie mój złość na uprzedzenia innych i dyskryminację ze względu na płeć całkowicie wyparowały.

Moje umiejętności jako kobiety zostały wystawione na próbę przez jakiekolwiek rzeczywiste lub domniemane uprzedzenia, jakie napotkałam u Azjatki klasztorny system i ogólnie społeczeństwo azjatyckie (nie wspominając o uprzedzeniach w społeczeństwach zachodnich) było dobre dla mojej praktyki. Musiałam zajrzeć głęboko w siebie, nauczyć się oceniać siebie realistycznie, odpuścić przywiązanie na opinie i aprobatę innych oraz na moje reakcje obronne na nie, a także ustanowić ważną podstawę pewności siebie. Nadal spotykam się z uprzedzeniami wobec kobiet na Wschodzie i na Zachodzie i chociaż staram się zrobić to, co jest praktyczne i możliwe, aby je złagodzić, moja złość i nietolerancji są obecnie w dużej mierze nieobecne.

Bycie buddyjskim mnichem na Zachodzie

Jest klasztorny na Zachodzie ma również swoje interesujące punkty. Niektórzy ludzie Zachodu, zwłaszcza ci, którzy dorastali w krajach protestanckich lub rozczarowani Kościołem katolickim, nie lubią monastycyzmu. Postrzegają ją jako hierarchiczną, seksistowską i represyjną. Niektórzy uważają, że mnisi są leniwi i tylko konsumują zasoby społeczeństwa, zamiast pomagać w ich produkcji. Inni myślą, że ponieważ ktoś decyduje się na życie w celibacie, ucieka od emocjonalnych wyzwań związanych z intymnymi związkami i jest represjonowany seksualnie. Te widoki są powszechne nawet wśród niektórychklasztorny Nauczyciele Dharmy i długoletni praktykujący na Zachodzie. Czasami było to dla mnie trudne, ponieważ spędziłem wiele lat jako mieszkaniec Zachodu w społeczeństwach azjatyckich i spodziewałem się, że w kręgach zachodniej Dharmy poczuję się akceptowany i jak w domu. Zamiast tego zostałem zepchnięty na margines z racji przynależności do „seksistowskiej i hierarchicznej” klasztorny instytucja. Co ciekawe, podczas gdy kwestie kobiet zajmują pierwsze miejsce w dyskusjach w buddyzmie zachodnim, klasztorny, jest postrzegana jako konserwatywna i związana z hierarchiczną azjatycką instytucją, cechami pogardzanymi przez wielu ludzi Zachodu, którzy praktykują buddyzm.

Ponownie była to doskonała okazja do ćwiczeń. Musiałem ponownie przeanalizować swoje powody, dla których jestem klasztorny. Powody pozostają aktualne i klasztorny styl życia jest dla mnie zdecydowanie dobry. Stało się jasne, że mój dyskomfort wynika z przywiązania do aprobaty innych, a praktyka oznacza ujarzmienie tego przywiązanie.

Niemniej jednak martwię się, że zachodnim buddystom nie przedstawia się różnorodnych opcji stylu życia. Podczas gdy wielu ludzi wierzy w klasztorny model jest zbyt obciążony w Azji, musimy uważać, aby nie przechylić wahadła w drugą stronę i prezentować tylko model gospodarstwa domowego na Zachodzie. Ponieważ ludzie mają różne dyspozycje i tendencje, wszystkie style życia muszą być akceptowane w panoramie praktykujących. Nie ma potrzeby ulepszania jednego, a drugiego pogarszania, ale uznanie, że każdy z nas musi znaleźć to, co jest dla siebie odpowiednie i uznać, że inni mogą wybrać inaczej. Szczególnie doceniłem perspektywę nie-klasztorny Nauczyciel Zachodniej Dharmy, który powiedział: „Większość z nas od czasu do czasu myślała o zostaniu mnichem – o stworzeniu takiego stylu życia, w którym będziemy mieli mniej obowiązków zawodowych i rodzinnych, a więcej czasu na praktykę. Z jakiegoś powodu zdecydowaliśmy się nie iść teraz tą drogą, ale cenię sobie tę część siebie, którą pociąga ten styl życia. I cieszę się, że inni ludzie tak żyją”.

W przeciwieństwie do tych, którzy deprecjonują nas za to, że jesteśmy mnichami, niektórzy ludzie, zarówno z Zachodu, jak iz Azji, mają bardzo różne wyobrażenia o mnichach. Czasami myślą, że musimy być prawie oświeceni; innym razem porównują nas do surowych autorytetów, z którymi spotykali się w instytucjach religijnych jako dzieci. Będąc po prostu istotą ludzką, trudno mi poradzić sobie z obiema projekcjami. To izolujące, gdy ludzie oczekują od nas czegoś, czym nie jesteśmy ze względu na naszą rolę. Nie wszyscy buddyści są jeszcze buddami, a mnisi również przeżywają emocjonalne wzloty i upadki i potrzebują przyjaciół. Podobnie większość z nas nie chce być uważana za autorytety; wolimy dyskusję i rozwianie wątpliwości.

Wierzę, że inni praktykujący z Zachodu podzielają niektóre z wyzwań, przed którymi stoję. Jednym z nich jest stworzenie bezpiecznej atmosfery, w której możemy otwarcie porozmawiać o ich wątpliwościach i osobistych trudnościach w praktyce. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to potrzebne praktykującym z Azji, ponieważ dorastali w środowisku buddyjskim i przez to nie mają wielu wątpliwości, jakie mają ludzie z Zachodu, ponieważ zmieniliśmy religie. Ponadto ludzie Zachodu inaczej odnoszą się do swoich emocji, a nasza kultura kładzie nacisk na wzrost i rozwój jako jednostki w sposób, w jaki kultury azjatyckie tego nie robią. Może to być zarówno zaletą, jak i wadą w praktyce duchowej. Świadomość naszych emocji pozwala nam poznać nasze procesy umysłowe. Jednak często jesteśmy świadomi naszych emocji w nieproduktywny sposób, który zwiększa nasze emocje egocentryzm i staje się przeszkodą na ścieżce. Istnieje niebezpieczeństwo, że zaabsorbujemy się naszymi uczuciami i zapomnimy zastosować antidotum nauczane w naukach, aby je przemienić. Zamiast medytować nad Dharmą, my medytować o naszych problemach i uczuciach; psychologizujemy na medytacja poduszka. Zamiast tego musimy kontemplować Buddajego nauk i zastosować je w naszym życiu, aby miały przemieniający wpływ.

Podobnie zachodni nacisk na indywidualność może być zarówno zaletą, jak i przeszkodą w praktyce. Z jednej strony chcemy rozwijać się jako osoba, chcemy wykorzystywać i rozwijać nasz potencjał, aby stać się Budda. Jesteśmy gotowi poświęcić się duchowej ścieżce, która nie jest powszechnie znana ani doceniana przez naszych przyjaciół, rodzinę i kolegów. Z drugiej strony nasza indywidualność może utrudniać nam tworzenie wspólnot duchowych, w których musimy dostosować się do potrzeb i życzeń innych. Łatwo wpadamy w porównywanie się z innymi praktykującymi lub konkurowanie z nimi. Mamy tendencję do myślenia o tym, co możemy zyskać dzięki praktyce duchowej lub co nauczyciel duchowy lub społeczność mogą dla nas zrobić, podczas gdy praktyka polega bardziej na dawaniu niż na otrzymywaniu, bardziej na trosce o innych niż o siebie. Jego Świątobliwość Dalajlama mówi o dwóch poczuciach jaźni: jedno jest niezdrowe — poczucie trwałej jaźni, której się chwytamy i jesteśmy zaabsorbowani. Drugi jest niezbędny na ścieżce – ważne poczucie pewności siebie, które opiera się na rozpoznaniu naszego potencjału do oświecenia. Musimy ponownie przemyśleć znaczenie bycia jednostką, uwolnić się od niezdrowego poczucia siebie i rozwinąć ważną pewność siebie, która pozwala nam naprawdę troszczyć się o innych.

Ponieważ buddyzm przybywa na Zachód, ważne jest, aby klasztorny styl życia jest zachowany jako sposób praktyki przynoszący bezpośrednie korzyści niektórym ludziom i pośrednio całemu społeczeństwu. Dla tych osób, które uważają ścisłą dyscyplinę etyczną i prostotę za pomocne w praktyce, monastycyzm jest cudowny. Obecność poszczególnych mnichów i klasztorny społeczności na Zachodzie wpływają również na społeczeństwo. Działają jako przykład ludzi, którzy wspólnie przeżywają swoją duchową praktykę, przepracowując wzloty i upadki we własnych umysłach, a także ciągłe zmiany, które naturalnie zachodzą, gdy ludzie żyją razem. Niektórzy ludzie zwrócili mi uwagę, że chociaż nie chcą lub nie są jeszcze przygotowani, aby zostać klasztorny, myśl, że inni wybrali tę drogę, inspiruje ich i wzmacnia ich praktykę. Czasami po prostu widząc klasztorny może sprawić, że zwolnimy tempo i zastanowimy się przez chwilę: „Co jest ważne w moim życiu? Jaki jest cel duchowych ścieżek i religii?” Te pytania są ważne, aby je sobie zadać, są istotą bycia człowiekiem z potencjałem, by stać się człowiekiem Budda.

Czcigodny Thubten Chodron

Czcigodny Chodron kładzie nacisk na praktyczne zastosowanie nauk Buddy w naszym codziennym życiu i jest szczególnie uzdolniony w wyjaśnianiu ich w sposób łatwo zrozumiały i praktykowany przez ludzi Zachodu. Jest dobrze znana ze swoich ciepłych, pełnych humoru i klarownych nauk. Została wyświęcona na mniszkę buddyjską w 1977 roku przez Kyabje Ling Rinpocze w Dharamsali w Indiach, aw 1986 otrzymała święcenia bhikszuni (pełne) na Tajwanie. Przeczytaj jej pełną biografię.