Od wroga do brata

Od wroga do brata

Wietnamski żołnierz.
Zanim się zorientowałem, nie byliśmy już wrogami, lecz przyjaciółmi. (Zdjęcie zrobione przez Justena)

Kevin przesłał nam tę wzruszającą historię, która jest doskonałym przykładem tego, jak sztuczne są kategorie przyjaciela, wroga i nieznajomego. Kiedy spojrzymy poza powierzchowne pozory i stworzone przez człowieka granice, do ludzkich serc, widzimy, że wszyscy jesteśmy tacy sami w pragnieniu szczęścia i nie pragnieniu cierpienia.

W latach 1968 i 1969 byłem w Wietnamie przydzielony do 5. Dywizji Sił Specjalnych jako członek 199. Brygady Piechoty Lekkiej. Przeprowadziliśmy operacje na południowych polach ryżowych iw dżunglach. Naszym zadaniem było odszukanie i zniszczenie „wroga”. Byłem bardzo dobry w tym, co robiłem.

Pewnego dnia, gdy szliśmy cicho ścieżką w gęstej dżungli, nagle pojawił się przed nami żołnierz armii północnowietnamskiej, machając białą flagą. Gdy do niego podeszliśmy, zobaczyliśmy, że jest oficerem armii NVA i oczywiście chciał się poddać. Nazywaliśmy takich żołnierzy „Chu Hoi” i często przechodzili na naszą stronę i pomagali nam w odnajdywaniu skrytek wroga i broni. Dzięki Chu Hois dowiedzieliśmy się również wiele o ruchach wroga. Pamiętam, jak wtedy myślałem, jak młody miał być pułkownikiem w armii NVA. Powiedziano nam, zwłaszcza mnie, ponieważ byłem dowódcą drużyny, żeby nie rozmawiać z nim ani nie komunikować się z nim. W końcu był „wrogiem”.

Pewnego dnia, może tydzień później, byliśmy w obozie bazowym, a ja siedziałem w bunkrze, mając oko na zewnątrz. Wyjrzałem na środek obozu, a tam, na kłodzie, zupełnie sam, siedział ten oficer NVA. Patrzyłem, jak siedzi ze złożonymi rękami w modlitwie i zamkniętymi oczami. Po chwili opuścił ręce i zwiesił głowę. Pamiętam to wszystko, ponieważ wtedy czułem do niego ten przytłaczający smutek. Trudno to wytłumaczyć, ale im dłużej go obserwowałem, tym bardziej go żałowałem, aż dosłownie miałem łzy w oczach.

Wtedy złamałem zasadę; Podszedłem do niego i kiwnąłem głową na powitanie. Otrzymałem odpowiedź najdoskonalszym angielskim, jaki możesz sobie wyobrazić, co naprawdę mnie zaskoczyło. Zaprosił mnie, żebym usiadł obok niego, co zrobiłem i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałem się, że był profesorem college'u z Hanoi, kształcił się w Anglii i tęsknił za swoją kochaną żoną i dziećmi w Hanoi. Pokazał mi tomik poezji, który napisał iw którym narysował piękne obrazki smoków i kwiatów lotosu. Przeczytał mi część swojej poezji i to było naprawdę cudowne. Wydobył zdjęcia żony i dzieci, a ja zrobiłem to samo z moją rodziną. Spędziłem z nim może pół godziny i zanim się zorientowałem, nie byliśmy już wrogami, ale przyjaciółmi. Właściwie bracia. Był wspaniałym facetem i oboje dzieliliśmy tę samą rzeczywistość, że żadne z nas nie chciało być tam, gdzie byliśmy. Musiał być w domu ze swoją rodziną, nauczając na uniwersytecie, a ja musiałem wydostać się z tej wojny.

Ale cudowną lekcją dla mnie było to, że jeśli tylko usiądziemy i otworzymy sobie serca, to nie jesteśmy już obcy. Jesteśmy braćmi. Nie wiem, co się z nim później stało. Został zabrany helikopterem i zabrany. Bardzo za nim tęskniłem. Wyobrażam sobie, że kiedy Wietnamczycy Północni najechali południe, nie traktowano go zbyt życzliwie. Modliłam się, żeby wrócił do domu. Ale przynajmniej przez tę jedną krótką chwilę spędziliśmy razem wspaniały czas i dzięki temu byliśmy w stanie wyrzucić wojnę z naszych umysłów i odkryć współczucie. Łatwo jest kochać, kiedy oczyszczamy umysły i serca i pozwalamy miłości wejść.

Czcigodny Thubten Chodron: Kiedy zapytałem Kevina, czy jego historię można umieścić w sieci, odpowiedział: „Oczywiście. Może to jakoś pomoże. Byłoby wspaniale. Po prostu wiem, w głębi serca i z własnego doświadczenia, że ​​gdyby wszyscy zachowali spokój, usiedli i poznali się nawzajem, moglibyśmy rozproszyć złość i nieufność na świecie. Dowiedzielibyśmy się, tak jak ja, że ​​jesteśmy tak bardzo związani i częścią siebie nawzajem. Być może kiedyś się to stanie.”

Autor gościnny: John Kevin McCombs