Przyjazne dla wydruku, PDF i e-mail

Pielgrzymka do Tybetu

Pielgrzymka do Tybetu

Flagi modlitewne w Tybecie.
Photo by Nicka Gulotty

Wiele osób pytało o moją pielgrzymkę do Tybetu tego lata, ale podczas gdy jedna osoba chce posłuchać relacji z podróży, inna interesuje się sytuacją społeczną i polityczną, inna Dharmą, inna górami. Więc od czego mam zacząć? Co powiesz na przejażdżkę taksówką z Katmandu do granicy nepalsko-tybetańskiej? Taksówka zepsuła się około 30 kilometrów od granicy – ​​pasek wentylatora został rozerwany. Kiedy kierowca wyjął kawałek żółtego plastikowego sznurka i związał go, próbując zrobić nowy pas klinowy, postanowiliśmy nie czekać na niego i złapać stopa do granicy. Tak zrobiliśmy i oto taksówka zatrzymała się 15 minut później!

Z powodu osuwisk droga w górę od granicy z Nepalem do Kasy, tybetańskiego miasteczka granicznego, była nieprzejezdna. Wspinaliśmy się po stromych szlakach i kopcach skał do chińskiego urzędu imigracyjnego. Od tego momentu było jasne, że jesteśmy w okupowanym kraju. Workowate zielone mundury chińskiej armii nie pasują do nich. Tybetańczycy z pewnością nie chcą, aby obce wojska okupowały ich kraj, tak jak robili to Czerwoni Chińczycy od 1950 roku. Sądząc po postawie wielu Chińczyków, z którymi się tam spotkałem, nie nie wydaje się zbyt szczęśliwy mieszkając tam. Przybyli do Tybetu albo dlatego, że tak kazał im rząd w Pekinie, albo dlatego, że rząd da im lepsze pensje, jeśli pójdą kolonizować bardziej niegościnne geograficznie obszary. Ogólnie rzecz biorąc, Chińczycy w Tybecie nie są zbyt chętni do współpracy ani przyjaźni. Są protekcjonalni wobec Tybetańczyków i zgodnie z polityką rządu pobierają od obcokrajowców znacznie więcej niż miejscowych za zakwaterowanie w hotelu, transport itp. Mimo to nie mogłem im współczuć, ponieważ oni, tak jak my wszyscy, są związane wcześniej utworzonymi akcjami.

Ale wracając do dziennika podróży – następnego dnia złapaliśmy autobus wjeżdżający na płaskowyż tybetański. Jazda autobusem była wyboista, z górą po jednej stronie drogi i klifem po drugiej. Mijanie pojazdu jadącego z drugiej strony było przeżyciem zapierającym dech w piersiach (dzięki Bogu, nie zabierało życia!). Wspięliśmy się na płaskowyż tybetański, kierując się na Shigatse. Co za odmiana od soczystej zieleni niższych wysokości! Był jałowy, z dużą ilością otwartej przestrzeni i pięknymi ośnieżonymi szczytami Himalajów. Ale co jedzą zwierzęta (nie mówiąc już o ludziach)? Jest koniec maja, ale prawie nic nie rośnie!

Autobus zatrzymał się na noc na postoju ciężarówek obsługiwanym przez wojsko chińskie w pobliżu Tingri. Było to nieprzyjazne miejsce, ale czułem się już chory z wysokości i nie zwracałem zbytniej uwagi na kontrowersje, jakie inni podróżnicy mieli z urzędnikami. Spałem następnego dnia w autobusie i zanim dotarliśmy do Shigatse, czułem się dobrze. Na początku dziwne jest zadyszka po wejściu po schodach, ale wkrótce… ciało dostosowuje się.

Ciepłe powitanie Tybetańczyków zachodnich monastyków

Spacer po ulicach w Shigatse był nie lada przeżyciem. Ludzie patrzyli na mnie, niektórzy ze zdziwieniem, większość z radością, bo cieszą się, widząc mnichów i mniszki po tylu latach prześladowań religijnych w Tybecie. Generalnie ludzie niewiele wiedzą o innych krajach i narodach (niektórzy nigdy nie słyszeli o Ameryce), więc widok rasy białej jest nowy. Ale zachodnia zakonnica była dla nich prawie nie do uwierzenia. Jak później wyjaśniła mi młoda Tybetanka, chińscy komuniści od lat mówią Tybetańczykom, że buddyzm jest zacofaną, czczącą demony religią, która hamuje postęp naukowy i technologiczny. Ponieważ Tybet musi się zmodernizować, komuniści zamierzali uwolnić ich od skutków prymitywnych przekonań. Zrobili to bardzo skutecznie, niszcząc prawie każdy klasztor, pustelnię, świątynię i medytacja jaskini w kraju, a przez to, że Tybetańczycy tracą poczucie godności i wartości swojej religii we współczesnym świecie. Chociaż wewnętrznie większość Tybetańczyków nigdy nie porzuciła swojej wiary i pragnienia praktykowania Dharmy, społeczeństwo komunistyczne wokół nich utrudnia to. Tak więc, kiedy widzą ludzi Zachodu – którzy są wykształceni w nowoczesny sposób i wywodzą się ze społeczeństwa technologicznego – praktykujących Dharmę, wiedzą, że to, co im powiedziano podczas rewolucji kulturalnej, było błędne.

Wiele osób przyszło prosić o pobłogosławione pigułki i sznurki ochronne, a także o błogosławieństwo rąk. Na początku było to dość krępujące, bo daleko mi do bycia na haju lama zdolny do dawania błogosławieństw. Ale wkrótce zdałem sobie sprawę, że ich wiara nie ma ze mną nic wspólnego. Było to spowodowane moim klasztorny szaty, które przypominały im Jego Świątobliwość Dalajlama i ich nauczyciele na wygnaniu. Tak więc widok kogokolwiek w szatach uczynił ich szczęśliwymi. Najbliżej wielu Tybetańczyków do kontaktu z Jego Świątobliwością w tym życiu jest oglądanie szat buddyjskich. Chociaż desperacko pragną zobaczyć Jego Świątobliwość — często musiałem powstrzymywać łzy, kiedy opowiadali mi, jak bardzo pragnęli go zobaczyć — Jego Świątobliwość nie może teraz wrócić do swojego kraju, a Tybetańczykom bardzo trudno jest uzyskać pozwolenie na wizytę. Indie. Zaczęło mi świtać, że moja pielgrzymka do Tybetu miała na celu nie tylko czerpanie inspiracji z wielu błogosławionych miejsc, w których żyli dawni wielcy mistrzowie, medytujący i praktykujący, ale także działanie jako rodzaj łącznika między Jego Świątobliwością a Tybetańczykami. . Ponownie, nie miało to nic wspólnego ze mną, była to moc szat i wszelkich zachęcających słów, które mogłem wypowiedzieć w zniekształconym tybetańskim.

Wielu ludzi podawało znak „kciuki w górę” i mówiło „bardzo dobrze, bardzo dobrze”, gdy widzieli wyświęconego mieszkańca Zachodu. To uznanie dla sangha przypomniało mi, jak bardzo my, którzy żyjemy w miejscach o wolności religijnej, przyjmujemy tę wolność za pewnik. Z łatwością możemy iść słuchać nauk Jego Świątobliwości; możemy uczyć się i ćwiczyć razem bez strachu. Czy to doceniamy? Czy Tybetańczycy na wygnaniu to doceniają? Chociaż ci na wygnaniu przeszli przez trudności w przeszłości, teraz cieszą się wolnością religijną i są znacznie lepiej sytuowani materialnie niż ci, którzy pozostali w Tybecie. Smutno mi, gdy przypominam sobie tybetańskie rodziny w Indiach, które chodzą na nauki z termosem maślanej herbaty i chleba, a potem rozmawiają i cieszą się piknikiem, podczas gdy Jego Świątobliwość naucza.

Pewna kobieta z Shigatse opowiedziała mi o ciężkiej sytuacji jej rodziny po 1959 roku. Jej ojca i męża uwięziono, a cały majątek rodziny skonfiskowano. Żyjąc przez lata w biedzie, wspierała ją nabożeństwo do Jego Świątobliwości w tych trudnych czasach. Powiedziałem jej, że Jego Świątobliwość zawsze ma w sercu Tybetańczyków i nieustannie modli się za nich i aktywnie pracuje dla ich dobra. Słysząc to, zaczęła płakać, a moje oczy również wypełniły się łzami. Niewiele wiedziałem, po zaledwie dwóch dniach pobytu w Tybecie, ile razy podczas mojej trzymiesięcznej pielgrzymki ludzie opowiadali mi jeszcze bardziej żałosne historie o swoich cierpieniach z rąk komunistycznego rządu chińskiego oraz o swojej wierze w Dharmę i w Jego Świątobliwości.

Błękitne niebo i chmury nad Pałacem Potala.

Pałac Potala (fot. Paweł)

Następnie udaliśmy się do Lhasy, aby spotkać Kyabje Lama Zopa Rinpocze i grupa około 60 osób z Zachodu pielgrzymująca z nim. Jak dawni pielgrzymi, usilnie starałem się ujrzeć Potali i byłem zachwycony, gdy pojawiła się w polu widzenia. Powstało tak silne poczucie obecności Jego Świątobliwości i pomyślałem: „Cokolwiek jeszcze wydarzy się podczas tej pielgrzymki, bez względu na to, jakie trudności mogą się pojawić, współczucie jest wszystkim, co jest ważne”. Kilka dni później, kiedy robiło to około 35 z nas, ludzi z Zachodu puja ukończenia Budda of Wielkie współczucie w Potali (ku zdumionym spojrzeniom Tybetańczyków, Chińczyków i zachodnich turystów) to samo uczucie znów się pojawiło. Współczucia nie można zniszczyć, bez względu na to, jak zdezorientowane i złe stają się umysły ludzi. Byliśmy tam, buddyści przybywający z różnych krajów oddalonych o tysiące kilometrów do medytować o współczuciu w kraju, który od 1959 roku znosi niewiarygodne cierpienia, zniszczenia, łamanie praw człowieka i prześladowania religijne. złość w tym niesprawiedliwość jest niestosowna. To było tak, jakby ludzie oszaleli – to, co wydarzyło się podczas Rewolucji Kulturalnej, jest prawie zbyt dziwaczne, by można je było zrozumieć. Możemy tylko odczuwać współczucie i pokorę, bo któż z nas może z całą pewnością powiedzieć, że biorąc pod uwagę? Warunki, nie wyrządzilibyśmy krzywdy innym?

Wczesnym rankiem świętujemy Buddaoświecenia, Zopa Rinpocze poprowadził dużą grupę uczniów zachodniej Dharmy do podjęcia ośmiu Mahajany zasady w Jokang, najświętszej świątyni Lhasy. Zgromadzony wokół nas tłum Tybetańczyków był zaskoczony, ale i uradowany, widząc to. W miarę upływu dni odwiedziliśmy klasztory Potala, Sera, Ganden i Drepung, Ta Yerpa, jaskinię Pabongki Rinpocze i wiele innych zabytków w okolicy Lhasy. Nagle wszystkie opowieści o wielkich mistrzach, które słyszałem od lat, ożyły. Wyobraziłem sobie nauczanie Atishy na zalanym słońcem zboczu wzgórza Ta Yerpa i poczułem spokój w domu rekolekcyjnym nad Serą, gdzie Lama Congkhapa skomponował teksty o pustce. W tak wielu miejscach postacie Buddów w naturalny sposób powstały z kamienia. Czasami historie o cudach, odciskach stóp w skałach i emanujących postaciach były trochę za dużo dla mojego wykształconego naukowo umysłu, ale zobaczenie niektórych z nich złamało niektóre z moich uprzedzeń. Prawdę mówiąc, niektóre posągi miały tyle energii życiowej, że mogłem sobie wyobrazić, jak mówią!

Zniszczenie społeczeństwa tybetańskiego i brak wolności religijnej

Mój umysł mieszał się z radością inspiracji tymi miejscami i smutkiem, gdy widzę je w ruinie. Klasztor Ganden był największym hitem spośród głównych klasztorów w okolicy Lhasy i prawie całkowicie leży w ruinach. Znajduje się na szczycie ogromnej góry i kiedy nasz autobus mozolnie tam podjeżdżał, podziwiałem wytrwałość Czerwonych Chińczyków (i zdezorientowanych Tybetańczyków, którzy z nimi współpracowali) w niwelowaniu klasztoru. Zwłaszcza lata temu, kiedy droga nie była tak dobra (nie żeby teraz była świetna), naprawdę musieli się wysilać, żeby wejść na górę, zburzyć budynek z ciężkich kamieni i wywieźć cenne skarby religijne i artystyczne. Gdybym miał choć odrobinę entuzjazmu i chęci do przezwyciężenia trudności, jakie mieli podczas niszczenia Gandena i wykorzystał to do praktykowania Dharmy, radziłbym sobie dobrze!

W ciągu ostatnich kilku lat rząd zezwolił na odbudowę niektórych klasztorów. Wśród gruzów Ganden żyje 200 mnichów, którzy obecnie starają się przywrócić nie tylko budynek, ale także poziom studiów i praktyki, jaki kiedyś istniał w tym słynnym miejscu, które jest miejscem Lama Tron Congkhapy. Z tych 200 tylko 50 studiuje, reszta musi pracować lub pomagać turystom. Podobnie sytuacja wygląda w innych klasztorach. Zauważyłem też, że w większości klasztorów liczba cytowanych mnichów przewyższała liczbę miejsc w sali modlitewnej. Czemu? Powiedziano mi, że muszą wychodzić do pracy na zewnątrz lub robili w prywatnych domach puja. Musieli długo trzymać się z daleka, bo nie widziałem ich powrotu, chociaż przebywałem w okolicy kilka dni. Kiedy zapytałem w klasztorach, jakie teksty studiują, te nieliczne klasztory, które były w stanie przywrócić studia filozoficzne, robiły teksty podstawowe. Program studiów mogli rozpocząć dopiero niedawno.

Pomimo niedawnej liberalizacji polityki rządu nie ma wolności religijnej. Urzędnicy świeccy są ostatecznie odpowiedzialni za klasztory i określają między innymi, kto może zostać wyświęcony, ilu mnichów lub mniszek może mieć klasztor, jaki budynek i jakie prace należy wykonać. W kilku miejscach miałem okazję zauważyć, że stosunki między mnichami a lokalnymi urzędnikami odpowiedzialnymi za klasztor nie były rozluźnione. Mnisi wydawali się przestraszeni i nieufni wobec urzędników, a urzędnicy czasami byli apodyktyczni i lekceważący wobec mnichów i mniszek. Kiedy zobaczyłem takich tybetańskich urzędników, zasmuciło mnie to, ponieważ pokazuje to brak jedności wśród Tybetańczyków.

Po 1959 roku, a zwłaszcza podczas Rewolucji Kulturalnej, Czerwoni Chińczycy próbowali stłumić Dharmę i zaszkodzić Tybetańczykom brutalnymi środkami. Niektórzy nazywają to próbą ludobójstwa. Ale efekty niedawnej, bardziej zliberalizowanej polityki są jeszcze bardziej podstępne. Teraz rząd oferuje pracę młodym Tybetańczykom, chociaż ich możliwości edukacyjne i stanowiska pracy są nieuchronnie niższe niż Chińczyków. Aby otrzymać dobrą pensję i dobre mieszkanie, Tybetańczycy muszą pracować dla rządu. Niektórzy dostają pracę w chińskich związkach, gdzie następnie porzucają tybetańskie stroje i mówią po chińsku. Tak powoli, w miastach, młodzi ludzie odsuwają na bok swoją tybetańską kulturę i dziedzictwo. Ponadto do tego rozwadniania kultury tybetańskiej zachęca rząd wysyłający coraz więcej Chińczyków do miast tybetańskich.

Fakt, że niektórzy Tybetańczycy zajmują stanowiska rządowe o mniejszym znaczeniu, ogólnie dzieli Tybetańczyków. Ci, którzy nie pracują dla rządu, mówią, że pracownicy rządowi troszczą się tylko o własną korzyść, szukając pieniędzy lub władzy poprzez współpracę z czerwonymi Chińczykami. Ponadto, ponieważ nie wiedzą, kiedy rząd może zmienić swoją politykę i ponownie rozpocząć brutalne prześladowania Tybetańczyków, Tybetańczycy, którzy nie pracują dla rządu, przestają ufać tym, którzy to robią. Zaczynają się martwić, kto może być szpiegiem. Podejrzenie, że jeden Tybetańczyk ma do drugiego, jest jedną z najbardziej destrukcyjnych sił, psychologicznie i społecznie.

Przyszłość buddyzmu w Tybecie napotyka wiele przeszkód. Oprócz masowego niszczenia klasztorów i tekstów, które miały miejsce w przeszłości, klasztory są teraz kontrolowane przez rząd, a od 959 r. dzieci nie mają lekcji religii w szkole. Poza tym, czego uczą się w domu, osoby w wieku 30 lat i młodsze mają niewielkie zrozumienie zasad buddyjskich. Wiele osób chodzi do świątyń i klasztorów, aby zrobić ofiary i okazywać im szacunek, jednak, zwłaszcza wśród młodych ludzi, wiele z tego odbywa się bez zrozumienia. Bez publicznego nauczania Dharmy ich oddanie będzie coraz bardziej opierać się na bezkrytycznej wierze, a nie na zrozumieniu. Również mnisi w wieku od 30 do 55 lat są rzadkością, ponieważ byli dziećmi w czasach rewolucji kulturalnej. Kiedy pozostali nauczyciele, którzy są już dość starzy, odejdą, kto będzie nauczał? Do tego czasu młodzi mnisi nie nauczą się wystarczająco dużo, a pokolenie mnichów, które powinno być starszymi, nie istnieje. Wielu mnichów i mniszek nie nosi szat: niektórzy dlatego, że muszą pracować, inni z powodu braku pieniędzy, niektórzy dlatego, że nie chcą być zauważeni. Ale to nie jest dobry precedens, bo ostatecznie doprowadzi do osłabienia rynku sangha.

Podczas gdy Tybetańczycy na wygnaniu obwiniają chińskich komunistów za zniszczenie ich ziemi, to nie jest cała historia. Niestety, wielu Tybetańczyków współpracowało z nimi w niszczeniu klasztorów, albo dlatego, że zostali do tego zmuszeni lub namówieni, albo żywili zazdrość lub niechęć do instytucji religijnych. Wielu Tybetańczyków przyjechało odwiedzić tybetańskiego przyjaciela z Indii, z którym podróżowałem. Niektórzy ze łzami opowiadali, jak przed laty przyłączyli się do profanacji świątyń i jak bardzo tego teraz żałują. To było smutne, ale nie zaskakujące, gdy się dowiedziałem, i wierzę, że Tybetańczycy muszą uznać i uzdrowić podziały istniejące w ich własnym społeczeństwie.

Mimo to klasztory są odbudowywane i wielu młodych prosi o święcenia kapłańskie. Świeccy Tybetańczycy wyróżniają się swoim oddaniem. Podziwiam, jak po 25 latach surowych prześladowań religijnych (można zostać postrzelonym lub uwięzionym za choćby poruszanie ustami podczas recytacji mantra lub modlitwa), teraz, gdy jest trochę miejsca, tak intensywne zainteresowanie i wiara w Dharmę ponownie rozkwita.

Większość Tybetańczyków wciąż ma gościnność i życzliwość, z których są tak dobrze znani. Niestety, Lhasa staje się turystyczna, a ludzie próbują sprzedawać różne rzeczy. Ale poza Lhasą, zwłaszcza w wioskach, ludzie są przyjaźni i ciepli jak zawsze. Nadal patrzą na obcokrajowców jak na ludzi, co jest miłą ulgą, bo w Indiach i Nepalu wielu ludzi widzi obcokrajowców i myśli tylko o biznesie io tym, jak zdobyć od nich pieniądze.

Pielgrzymka i spotkania z ludźmi

Kiedy Zopa Rinpocze i inni ludzie z Zachodu udali się do Amdo, ja udałem się do regionu Lokha z opiekunem jednego z moich nauczycieli. Tam naprawdę czułem tybetańską gościnność i ciepło, przebywając w domach krewnych i uczniów mojego nauczyciela w małych wioskach. Pewien bardzo stary człowiek zainspirował mnie swoją praktyką. Przez cały dzień wykonywał różne praktyki Dharmy, a ja uwielbiałem siedzieć z nim w świątyni i modlić się medytować w tej spokojnej atmosferze.

Kiedy mieszkałem w jego domu niedaleko Zedang, jego syn wrócił z granicy tybetańsko-indyjskiej, gdzie panowało duże napięcie między Chińczykami a Indianami. Młodzi mężczyźni w Zedang i innych rejonach zostali podzieleni na trzy grupy, które na zmianę wykonywały jednomiesięczne zmiany w wojskowych ratach na granicy. Rząd nie dał im wyboru. Nie mieli praktycznie żadnych instrukcji wojskowych i zostali wysłani na granicę nieprzygotowani. Syn powiedział nam, że częścią jego pracy jest patrzenie przez rzekę, aby zobaczyć, co zamierza armia indyjska. Ale kto był w armii indyjskiej stacjonującej na granicy? Tybetańczycy na wygnaniu. Tak więc Tybetańczycy w Tybecie mogli potencjalnie być zmuszeni do walki z Tybetańczykami na wygnaniu, chociaż obie grupy pracowały w obcych armiach.

Od lat chciałem pojechać do Lhamo Lhatso (jeziora Palden Lhamo) i do Cholung (gdzie Lama Congkhapa robił pokłony i mandalę ofiary). Obaj są w Lokha. Sześciu z nas odbyło tę pielgrzymkę konno przez pięć dni. (Nawiasem mówiąc, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rząd nie wpuszcza obcokrajowców na te tereny. Ale jakoś udało nam się odbyć pielgrzymkę.) Od lat nie jeździłem konno i odetchnąłem z ulgą, gdy dali mi posłusznego konia. Jednak jej plecy bolały po dwóch dniach, więc miałem jeździć na innym koniu w dniu, w którym robiliśmy ostatnie podejście do jeziora (na 18,000 stóp). Wsiadłem i koń natychmiast mnie zrzucił. To było na miękkiej trawie, więc nie przeszkadzało mi to zbytnio. Później, gdy siodło zsunęło się i stanął dęba, spadłem na skały. Po tym zdecydowałem się na spacer. Ale to wszystko było częścią pielgrzymki, ponieważ pielgrzymka to nie tylko pójście do świętego miejsca i może oglądanie wizji (jak to robią niektórzy ludzie w Lhatso). Ani to tylko robienie ofiary lub dotykanie głową błogosławionego przedmiotu. Pielgrzymka to całe przeżycie – spadanie z konia, skarcenie przez towarzysza podróży, jedzenie z nomadami w ich namiocie. Wszystko to jest okazją do praktykowania Dharmy i to właśnie poprzez praktykę otrzymujemy inspirację Budda.

Kiedy zbliżaliśmy się do Lhatso, mój umysł stawał się szczęśliwszy z dnia na dzień i myślałem o wielkich mistrzach, tych o czystych umysłach, którzy przybyli do tego miejsca i widzieli wizje w jeziorze. To tutaj Reting Rinpocze widział listy i dom, które wskazywały na miejsce narodzin teraźniejszości Dalajlama. Po długim spacerze usiedliśmy na wąskim grzbiecie, patrząc w dół na jezioro poniżej. Kilka płatków śniegu zaczęło spadać — był lipiec — i medytowaliśmy. Później zeszliśmy z grani i zatrzymaliśmy się na noc w klasztorze u jego podnóża.

Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Chusang i Cholung, miejsc gdzie Lama Congkhapa żył. Nawet ktoś taki jak ja, który jest tak wrażliwy na „błogosławione wibracje” jak kawałek skały, mógł poczuć coś wyjątkowego w tych miejscach. Takie miejsca istnieją w całym Tybecie, przypominając nam, że wielu ludzi na przestrzeni wieków podążało za nimi Buddanauk i doświadczył ich rezultatów. Cholung, mały ośrodek na zboczu góry, również został zburzony. A mnich mieszkający tam był pasterzem w trudnych latach rewolucji kulturalnej. Pracował także przymusowo pod rządami czerwonych Chińczyków. W ciągu ostatnich kilku lat, gdy polityka rządu zaczęła się zmieniać, zebrał fundusze i odbudował miejsce odosobnienia. Jak bardzo podziwiam takich ludzi, którzy zachowali swoje śluby w czasie takich trudów i mieć siłę i odwagę wracać do zdewastowanych świętych miejsc i powoli je odbudowywać.

To było w Cholung, że Lama Congkhapa wykonał 100,000 35 pokłonów każdemu z 3.5 Buddów (łącznie XNUMX miliona pokłonów), a następnie miał ich wizję. Odcisk jego ciało można było zobaczyć na skale, gdzie padł na twarz. Pomyślałem o stosunkowo wygodnej macie, na której wykonałem moje skromne 100,000 XNUMX pokłonów. Mogłem też zobaczyć figury bóstw, kwiatów i liter na kamieniu, na którym Je Rinpocze wykonał mandalę ofiary. Mówią, że jego przedramię było surowe od pocierania nim o kamień.

Po powrocie do Zedang spotkałem kilku przyjaciół, którzy pojechali do Amdo. Byli w Kumbum, dużym klasztorze położonym przy ul Lama Miejsce urodzenia Congkhapy. Jest to teraz wspaniałe chińskie miejsce turystyczne i byli rozczarowani, czując, że mnisi byli tam bardziej dla turystów niż dla Dharmy. Jednak klasztor Labrang nadrabiał to, ponieważ 1000 mnichów dobrze się uczyło i praktykowało.

Powiedzieli, że w Amdo pojawiła się agresja demograficzna. Nie wyglądało to już na tybetańskie miejsce. Prawie wszystkie szyldy na ulicach i sklepach w Xining były w języku chińskim, a na wsi można znaleźć zarówno tybetańskie, jak i chińskie wioski muzułmańskie. Kilku znajomych próbowało znaleźć wioskę, w której jest obecny Dalajlama urodził się, ale nawet gdy poznali jego chińskie imię, nikt (nawet mnisi) nie był w stanie ich do niego skierować.

Autobus i łódź zaprowadziły mnie do Samye, gdzie w piątym miesiącu księżycowym odbywały się tradycyjne pudże i „cham” (taniec religijny w maskach i kostiumach). Ludzie mówili, że w przeszłości odwiedzenie wszystkich świątyń i klasztorów w tym wspaniałym miejscu zajęłoby ponad tydzień Guru Rinpocze (Padmasambhawa) żył. Z pewnością teraz tak nie jest, bo w ciągu pół dnia widzieliśmy to wszystko. Byłem przerażony widząc zwierzęta żyjące w jednej małej świątyni oraz trociny i siano spiętrzone na twarzach Buddów i bodhisattwów na ścianach innej. Inna świątynia była nadal używana do przechowywania zboża, tak jak wiele z nich podczas Rewolucji Kulturalnej.

Pewnego dnia wstając na długo przed świtem, podszedłem do Chimbu, gdzie Guru Rinpocze i Yeshe Tsogyal medytowali w jaskiniach. W wielu jaskiniach na zboczu góry żyją teraz medytujący. Jak szedłem od jednego do drugiego, aby zrobić ofiarymedytujący przywitali mnie ciepło i poczułem się, jakbym spotykał starych przyjaciół.

Z kilkoma przyjaciółmi pojechałem z powrotem do Lhasy, a następnie do Pembo i Reting. Turyści zazwyczaj jeżdżą tam wynajętymi jeepami, ponieważ nie ma transportu publicznego. Jednak z przyjacielem jeździliśmy autostopem (w Tybecie nazywacie to „kutchie”), chodziliśmy i jeździliśmy na osiołku. Było zdecydowanie wolniej i nie tak luksusowo, ale poznaliśmy ludzi. Pierwszej nocy, po przejściu przez szerokie doliny otoczone wielowarstwowymi górami, gdzie kolory skał zmieniały się od czerwonego przez zielony do czarnego, w końcu przekonaliśmy nauczycieli w wiejskiej szkole, że nie jesteśmy Marsjanami i że będziemy wdzięczni za możliwość spać w wolnym pokoju. Dzieci jednak nadal myślały, że jesteśmy ludźmi z kosmosu, a 50 lub 60 z nich gromadziło się wokół nas, aby patrzeć, jak robimy tak interesujące rzeczy, jak zjedzenie kawałka chleba. Znacznie trudniejsze było pójście w spokoju do toalety. To też było pierwsze miejsce, w którym spotkałem dzieci, które nas wyśmiewały i były ogólnie nieznośne. Niestety podobne epizody miały się powtórzyć w innych miejscach. Dobrą rzeczą było to, że sprawiło, że ja-do-odrzucenia pojawiło się bardzo wyraźnie! Później zapytałem przyjaciela z Tybetu, dlaczego dzieci są tak niegrzeczne w stosunku do podróżników, zwłaszcza jeśli są sangha. Wydawało się, że nie pasuje to do tego, co wiedziałem o tybetańskiej życzliwości. „Ponieważ nie znają Dharmy” – odpowiedział. To dało mi do myślenia.

W tym czasie byłem przyzwyczajony do otwartych przestrzeni i braku drzew w Tybecie. Jak zaskakujący i wzbogacający okazał się Reting, położony w jałowcowym lesie, który podobno wyrósł z włosów Drona Dompy. Ten obszar, na którym mieszkały poprzednie gesze Kadampa, został zrównany z ziemią podczas Rewolucji Kulturalnej, a dopiero w zeszłym roku rozpoczęła się odbudowa klasztoru. Na górze było miejsce, gdzie Lama Congkhapa napisał Lam Rim Chen Mo. Wśród różnorodnych pokrzyw pokłoniliśmy się prostemu siedzeniu z kamieni, które służyło do upamiętnienia jego siedziby. Dalej na górze znajduje się siedziba Je Rendawy, a wokół góry jaskinia Droma. W górę, dookoła i znowu wspinaliśmy się, aż natrafiliśmy na głazowisko. To tutaj Lama Congkhapa siedział w medytacja i spowodował, że z nieba spadł deszcz listów. Zawsze byłam sceptycznie nastawiona do takich rzeczy, ale tutaj były przed moimi oczami, wiele liter Ah, Om Ach Hum. Litery tworzyły żyły różnokolorowej skały wewnątrz głazów. Najwyraźniej nie zostały wyrzeźbione ludzkimi rękami. W klasztorze dalej w dół góry znajdowała się jaskinia, w której Lama Congkhapa medytował, a odciski jego i Dordże Pamo zostały wyryte w skale. Ponieważ mam głęboki szacunek i pociąg do prostoty i bezpośredniości praktyki gesze Kadampa, Reting był dla mnie miejscem szczególnym.

Jednak obecność tam sprawiła, że ​​przypomniałem sobie również incydent z poprzednią walką Retinga Rinpocze i Sera-je z rządem tybetańskim na początku lat czterdziestych. Wprawiło mnie to w zakłopotanie, ale wydaje się, że było to ostrzeżenie, symptomatyczne, że wśród cudów starego Tybetu coś było strasznie nie w porządku. Co mnie również zdumiało, dlaczego po przejęciu władzy przez Czerwonych Chińczyków niektórzy Tybetańczycy przyłączyli się do plądrowania i niszczenia klasztorów. Tak, podżegali do tego Czerwoni Chińczycy, a nawet zmusili do tego wielu Tybetańczyków. Ale dlaczego niektórzy Tybetańczycy przewodzili grupom? Dlaczego niektórzy wieśniacy przyłączyli się, kiedy nie musieli? Dlaczego niektórzy oddali niewinnych przyjaciół i krewnych policji?

Opuszczając Reting, udaliśmy się do Siling Hermitage, położonego na stromym zboczu góry. Zastanawiałem się, jak można się tam dostać, ale ścieżka prowadziła do tego małego skupiska chat rekolekcyjnych, gdzie zostaliśmy tak ciepło przyjęci. Następnie udaj się do Dalung, słynnego klasztoru Kargyu, w którym niegdyś znajdowało się 7700 mnichów i relikwia Buddaząb. Czy muszę powtarzać, że on też został zburzony. Stary mnich tam opowiadał nam, jak był więziony przez 20 lat. Dziesięciu z nich był w kajdanach, dziesięć kolejnych rąbiących drewno. W 1984 r. wraz z dwunastoma innymi mnichami powrócił do Dalung, aby odbudować klasztor.

Po powrocie do Lhasy zrobiliśmy sobie wycieczkę do Rado, łapiąc autostop na traktorze wypełnionym makaronem ping. Rzeczywiście bardzo wygodne! Kilka dni później zostaliśmy podwiezieni w kierunku Radzy, tym razem z tyłu ciężarówki wypełnionej arbuzem. Gdy ciężarówka zjeżdżała z drogi, toczyliśmy się wśród arbuzów.

Następnie zaczęliśmy powoli wracać w kierunku granicy z Nepalem, odwiedzając Gyantse, Shigatse, Shallu (klasztor Butona Rinpocze), Sakya i Lhatse. W Lhatse odwiedziłem klasztor i rodzinę jednego z moich nauczycieli. Jego siostra wybuchnęła płaczem, kiedy mnie zobaczyła, bo przypomniałem jej brata, którego nie widziała od ponad 25 lat. Ale cudownie było przebywać z rodziną i spotykać się z opat oraz dyrektorzy szkół, którzy byli przyjaciółmi Gesze-li.

W Shelkar zatrzymałem się u krewnych innego tybetańskiego przyjaciela w Nepalu. Amala obficie nas nakarmiła i nieustannie iz miłością wykrzykiwała rozkazy jak sierżant wojskowy: „Pij herbatę. Zjedz tsampę!” Ona znacznie przewyższała nawet moją babcię swoją zdolnością wpychania w ciebie jedzenia!

Za Shelkarem znajduje się Tsebri, pasmo górskie związane z Heruką i podobno zostało zrzucone do Tybetu z Indii przez mahasiddhę. Wygląda bardzo różni się od innych gór w okolicy i ma wiele najwspanialszych formacji geologicznych, jakie kiedykolwiek widziałem. To kolejne miejsce, które jest dla mnie bardzo szczególne duchowo. Wraz ze starym Tybetańczykiem jako przewodnikiem i jego osłem, który niósł nasze jedzenie i śpiwory, okrążyliśmy z przyjacielem to pasmo górskie. Po drodze zatrzymaliśmy się w wioskach, z których większość sprawiała, że ​​czułem się, jakbym cofnął się o kilka stuleci w wehikule czasu. Ale podróż do Tybetu nauczyła mnie elastyczności. Było też kilka malutkich gompów ze zmumifikowanymi ciałami wielkich lamowie które odwiedziliśmy po drodze. Po drodze odwiedziliśmy Chosang, gdzie kiedyś toczyło się poprzednie życie przyjaciela opat. Klasztor został całkowicie zburzony, poza kilkoma kamieniami ułożonymi w stos, tworząc swego rodzaju ołtarz i kilkoma flagami modlitewnymi powiewającymi na wietrze. Ponieważ to miejsce było wyjątkowe dla mojego przyjaciela, siedziałem tam i medytowałem przez chwilę. Potem, kiedy spojrzałem w górę, wokół słońca pojawiła się tęcza.

Następnie udaliśmy się do granicy, po drodze zatrzymując się w jaskini Milarepy, a następnie schodząc z wysokiego płaskowyżu Tybetu do bujnych monsunowych liści Nepalu. Z powodu silnych deszczy monsunowych znaczna część drogi do Katmandu wpadła do rzeki lub została pokryta osuwiskami. Mimo to spacer był przyjemny. W Katmandu czekała na mnie wiadomość od mojego nauczyciela z prośbą o wyjazd do Singapuru na nauczanie. Teraz na poziomie morza, na równiku, w błyszczącym, czystym nowoczesnym mieście, mam tylko pamięć i ślady tej pielgrzymki, która głęboko we mnie zmieniła.

Czcigodny Thubten Chodron

Czcigodny Chodron kładzie nacisk na praktyczne zastosowanie nauk Buddy w naszym codziennym życiu i jest szczególnie uzdolniony w wyjaśnianiu ich w sposób łatwo zrozumiały i praktykowany przez ludzi Zachodu. Jest dobrze znana ze swoich ciepłych, pełnych humoru i klarownych nauk. Została wyświęcona na mniszkę buddyjską w 1977 roku przez Kyabje Ling Rinpocze w Dharamsali w Indiach, aw 1986 otrzymała święcenia bhikszuni (pełne) na Tajwanie. Przeczytaj jej pełną biografię.