Przyjazne dla wydruku, PDF i e-mail

Zakonnica na wygnaniu: z Tybetu do Indii

Zakonnica na wygnaniu: z Tybetu do Indii

Cena Od Rozkwity Dharmy: Życie jako mniszka buddyjska, opublikowana w 1999 roku. Ta książka, już nie drukowana, zebrała niektóre prezentacje wygłoszone w 1996 roku Życie jako mniszka buddyjska konferencja w Bodhgaya w Indiach.

Portret Sramaneriki Thubtena Lhatso.

Sramanerika Thubten Lhatso

Urodziłem się w wiosce w Kham, we wschodniej części Tybetu, na wiele lat przed chińską okupacją naszego kraju. Teren był piękny, ale podróż była trudna. Większość ludzi stanowili chłopi uprawiający ziemię, więc trzymaliśmy się blisko naszego miejsca urodzenia. W pobliżu mojej wioski w Khamie nie było żadnego klasztoru, więc podobnie jak inne mniszki nie doświadczyłam życia we wspólnocie mniszek podczas pobytu w Tybecie. Jednak chciałabym podzielić się moim doświadczeniem bycia zakonnicą w Tybecie, a teraz jako uchodźczyni w Indiach.

Zostałam zakonnicą, gdy miałam dwanaście lat. W „starym Tybecie” wiele rodzin chciało, aby przynajmniej jedno z ich dzieci było klasztorny ponieważ uznano to za bardzo zasłużone dla rodziny. Dlatego, ponieważ moja rodzina miała dwie córki, moi rodzice powiedzieli, że jedna z nas musi zostać zakonnicą. Ponieważ nie byłem biegły w wykonywaniu prac w domu, na polu lub przy zwierzętach, to ja wyświęcałem. Chociaż zostałam zakonnicą w młodym wieku, nie byłam w stanie otrzymać wielu nauk, ponieważ nie lama lub klasztor istniał w pobliżu. Ojciec nauczył mnie czytać i pisać w języku tybetańskim i mieszkałem w rodzinnym domu do dwudziestego pierwszego roku życia. Tybetańskie mniszki, nawet te w klasztorach, nie zajmowały się wówczas studiami filozoficznymi ani debatami, ale zajmowały się głównie rytuałami i medytacja praktyki oczyszczające umysł i tworzące pozytywny potencjał. Tak więc w ciągu tych lat odbyłem wiele Nyung Ne, dwudniowych odosobnień postnych w Chenresig, Budda współczucia, jak również intonował sto tysięcy Pochwał dla Tary.

Kiedy miałam dwadzieścia jeden lat, zmarła moja mama. A lama mieszkający w pobliskich górach przyszedł w tym czasie do naszego domu, aby pomodlić się za moją mamę i innych wieśniaków. Udzielał także nauk świeckim i siedmiu mniszkom w okolicy. Poinstruował nas, abyśmy wykonywali wiele praktyk Nyung Ne, które wykonaliśmy razem ze stu tysiącami recytacji Chenresiga. mantra. Zakończyliśmy również sto tysięcy recytacji uwielbienia dla Lama Tsong Khapa wraz z guru joga. Pięciu z nas zakonnic poszło wtedy do lama i pozostaliśmy na rekolekcjach, gdzie odmówiliśmy sto tysięcy schronienia mantra i wykonał wiele innych recytacji i praktyk. Praktyki te pomogły nam oczyścić nasze negatywne działania, pogłębić zaufanie do Boga Trzy klejnotyi rozwijać miłość i współczucie. W wieku dwudziestu dwóch lat otrzymałem śramanerikę przysięga. Otrzymałem również Wadżrajogini inicjacja i praktykowałem to codziennie, ale nie mogłem uczestniczyć w rekolekcjach z powodu turbulencji spowodowanych komunistyczną okupacją mojego kraju.

W 1958 roku mój ojciec, mój nauczyciel i ja wyjechaliśmy do Lhasy, myśląc, że tam sytuacja może być lepsza. Jednak Lhasa była również okupowana przez komunistycznych Chińczyków, a atmosfera była tam niezwykle napięta. Na szczęście miałem audiencję u Jego Świątobliwości Dalajlama tam, co dało mi dużo siły i pewności siebie, cechy, które dobrze mi zrobią w tym, co miało nadejść. Wiosną 1959 roku Chińczycy opanowali całą Lhasę i obawialiśmy się, że nasz stary styl życia i nasze instytucje religijne są zagrożone. Mój nauczyciel zatrzymał się w klasztorze Drepung na obrzeżach Lhasy, podczas gdy my zostaliśmy w samym mieście. Kiedy w marcu 1959 roku wybuchły walki między Tybetańczykami i Chińczykami, jeszcze tej samej nocy chcieliśmy z ojcem uciec. Chociaż nie mogliśmy wtedy wyjechać, mój nauczyciel uciekł. Następnego ranka ojciec powiedział mi, że musimy wyjechać tej nocy i polecił mi zabrać nasze rzeczy, które były w domu przyjaciela. Kiedy mnie nie było, Chińczycy schwytali mojego ojca. W drodze powrotnej zobaczyłem mojego ojca stojącego na drodze z chińską policją. Chciałem podejść do niego i przytrzymać go, żeby nie mogli go zabrać, ale nie odważyłem się, bo Chińczycy mogliby zabić nas obu. Bezradnie patrzyłem, jak zabierali go w nieznane mi miejsce.

Znalezienie ojca było trudne, ponieważ dialekt khamski, którym mówiłem, różnił się od dialektu używanego w Lhasie, więc nie mogłem łatwo komunikować się z ludźmi. Jednak po dwóch miesiącach udało mi się go zlokalizować w jednym z więzień. W końcu, kiedy niektórzy ludzie z Zachodu — myślę, że byli to Amerykanie — przybyli z wizytą do Tybetu, Chińczycy uwolnili niektórych starych więźniów, w tym mojego ojca. W tym czasie mieszkałem w Lhasie i praktykowałem religijnie. Jednak komunistyczni Chińczycy uważali praktyki religijne za bezużyteczne, a ludzi religijnych za pasożyty na społeczeństwie, więc kazali mi pracować. Zarówno mój ojciec, jak i ja zaczęliśmy pracować jako robotnicy fizyczni. Ponieważ musiał nosić ziemię, czasami jego nogi były całkowicie spuchnięte z powodu wysiłku. Zmęczeni całodzienną pracą, co wieczór byliśmy zmuszeni uczestniczyć w zebraniach politycznych organizowanych przez chińskich komunistów. W tym okresie ja i wielu innych bardzo cierpieliśmy. Uznaliśmy jednak, że wynika to z naszych poprzednich karmy, Budda powiedział: „Szczęście wynika z naszych wcześniejszych pozytywnych działań, a cierpienie z powodu naszych negatywnych”, więc staraliśmy się nie gniewać na tych, którzy nas uciskają. W każdym przypadku, złość jest bezużyteczny w takich sytuacjach: dodaje tylko więcej emocjonalnego zamieszania do fizycznego cierpienia, którego już doświadczasz. Ponadto w złości nie myślimy jasno i często podejmujemy błędne decyzje lub działamy zuchwale, przynosząc więcej cierpienia sobie i innym.

W 1972 roku zmarł mój ojciec. Pracowaliśmy i czekaliśmy w Lhasie, mając nadzieję, że chińska okupacja wkrótce się skończy i Tybet odzyska niepodległość. Tak się nie stało; ale na początku lat 1980. restrykcje nieco złagodniały i Chińczycy zezwolili niektórym Tybetańczykom na wyjazd do Indii. Chciałem pojechać do Indii, ale żeby to zrobić, potrzebowałem listu od pewnego Tybetańczyka, w którym pisał, że jesteśmy krewnymi i prosił, żebym przyjechał z wizytą. Wysłałem list do jednego z moich nauczycieli w klasztorze Ganden w południowych Indiach, a on przesłał mi zaproszenie, które zaniosłem do chińskiego biura w Lhasie, aby otrzymać dokumenty niezbędne do podróży do Indii. Powiedziałem chińskim oficerom, że jest moim krewnym, a nie nauczycielem, i poprosiłem o wyjazd do Indii tylko na trzy miesiące, żeby się z nim zobaczyć. Kiedy w końcu otrzymałem pozwolenie na wyjazd, zostawiłem cały swój dobytek w Tybecie, tak jakbym planował powrót. Gdybym tego nie zrobił, podejrzewaliby mnie, że nie mam zamiaru wracać i nie pozwolili mi wyjechać.

W ten sposób zostałem uchodźcą. Spędziłem miesiąc w Nepalu, a następnie pojechałem do Bodhgai w Indiach, gdzie otrzymałem nauki o praktykach bodhisattwów. Następnie udałem się do klasztoru Drepung, odbudowanego w południowych Indiach przez Tybetańczyków na wygnaniu, aby zobaczyć się z moim nauczycielem. Po wizycie u niego w Drepung udałem się do Dharamsali, gdzie otrzymałem nauki dotyczące ośmiu tekstów Lamrim, stopniowa ścieżka do oświecenia. Miałem również szczęście otrzymać kilka inicjacji i nauk na temat praktyki bodhisattwów w Varanasi, Kalaczakrze inicjacja w Bodhgaya i nauki o Guru Puja jak również różne inicjacje w Dharamsali. Ponieważ jako młoda mniszka nie mogłam otrzymać wielu nauk i przez wiele lat musiałam ciężko pracować fizycznie pod rządami Chińczyków, byłam zachwycona, że ​​w końcu mam okazję dowiedzieć się więcej o Dharmie, którą tak bardzo ceniłam.

Założenie klasztoru Jangchub Choling

Kiedy po raz pierwszy poszedłem zobaczyć się z moim nauczycielem w Mundgod w południowych Indiach, nie było tam klasztoru. Później, gdy budowano klasztor Jangchub Choling, Tybetańskie Stowarzyszenie Kobiet powiedziało mi, że mogę wstąpić do klasztoru, ale wtedy odmówiłam. W styczniu 1987 roku przedstawiciel Tybetańskiego Urzędu Opieki Społecznej zaprosił mnie na ceremonię otwarcia klasztoru, mimo że nie zamierzałem się do niej przyłączyć. Jego Świątobliwość Dalajlama miał być obecny i pomyślałem, że dobrze byłoby otrzymać jego błogosławieństwo, więc poszedłem do Mundgod, aby pomóc w przygotowaniach przed jego przybyciem. Ponieważ klasztor dopiero co został ukończony, był bardzo zakurzony i wymagał wiele sprzątania i dekorowania, aby ładnie wyglądał przed ceremonią otwarcia. Wszystkie zakonnice w okolicy – ​​było nas prawie dwadzieścia – zostały poproszone o obecność podczas wizyty Jego Świątobliwości, co z radością zrobiliśmy. Niektóre zakonnice były bardzo stare, pochodziły z domu starców sąsiadującego z klasztorem. Inni byli bardzo młodzi, w wieku kilkunastu lat.

Kiedy Jego Świątobliwość był w klasztorze, zapytał, czy ktoś jest z Tybetu. Kiedy odpowiedziałem twierdząco, powiedział: „W Indiach jest wiele klasztorów dla mnichów, ale bardzo niewiele klasztorów. Chciałbym, aby we wszystkich dużych osadach tybetańskich w Indiach były otwierane klasztory. Ilekroć spotykam kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc, szczególnie tych z Tybetańskiego Stowarzyszenia Kobiet, proszę ich o pomoc dla mniszek. Wielu ludzi z Zachodu pyta mnie, dlaczego jest tak wiele klasztorów dla mnichów i prawie żadnych klasztorów dla mniszek. Teraz otwiera się Jangchub Choling Nunnery i jestem bardzo szczęśliwy. Proszę, uczcie się dobrze Dharmy. Ponieważ klasztor znajduje się w pobliżu klasztorów Ganden i Drepung, nie będziesz miał wielu problemów ze znalezieniem nauczycieli. Musicie się pilnie uczyć i w przyszłości zostać ekspertami w zakonach”. Po tym, jak Jego Świątobliwość to powiedział, nie mogłem tak po prostu zostawić zakonnic w Mundgod. Jako starsza mniszka czułam się odpowiedzialna za realizację życzeń Jego Świątobliwości i troskę o rozwój młodych sióstr. Ponieważ podkreślał, że musimy pilnie się uczyć i sprawić, by klasztor odniósł sukces, zdecydowałam się zostać, wstąpić do klasztoru i zrobić wszystko, co w mojej mocy, by pomóc siostrom. Tylko kilka pomieszczeń mieszkalnych dla zakonnic zostało ukończonych, a dalsze prace były rozpaczliwie potrzebne. Nie mieliśmy wody ani prądu, więc warunki sanitarne były kiepskie. Ze względu na brak mieszkań w klasztorze starsze zakonnice przebywały w domu starców, gdzie ich pokoje nie miały drzwi, okien ani odpowiedniej pościeli. Młodsze zakonnice, których rodziny mieszkały w pobliżu, spały w rodzinnym domu. Przez prawie jedenaście miesięcy nocowałam sama w klasztorze, podczas gdy inne zakonnice mieszkały gdzie indziej.

Wiosną 1987 roku w Bodhgaya odbyło się pierwsze międzynarodowe spotkanie kobiet buddyjskich. Chociaż nie brałem w niej udziału, dowiedziałem się, że odniosła ona duży sukces i doprowadziła do powstania Sakyadhita, międzynarodowej organizacji kobiet buddyjskich. Czcigodny Dziampa Tsedroen, jeden z uczniów Gesze Thubtena Ngałanga z Centrum Tybetańskiego w Niemczech, uczestniczył w tej konferencji, a potem przybył do naszego klasztoru w Mundgod. Chciała być z zakonnicami, a ponadto Departament ds. Religii i Kultury tybetańskiego rządu na uchodźstwie poprosił ją, aby odwiedziła Jangchub Choling. Kiedy Dziampa Tsedroen poprosiła o pobyt w klasztorze, powiedzieliśmy jej, że jest mile widziana, ale nie mamy dla niej odpowiedniego pokoju ani łóżka. Wszystko, co mieliśmy do zaoferowania, to twarde drewniane łóżko z jednym prześcieradłem, więc zatrzymała się w pobliskim klasztorze Ganden. Następnego dnia zasponsorowała a Guru Puja, którą wykonały zakonnice, a ona sfotografowała zakonnice i nasze obiekty. Wyjaśniła, że ​​chce znaleźć sponsorów, abyśmy mogli wybudować odpowiednie pokoje, toalety, łazienki i kuchnię. Kiedy pokoje zostały zbudowane, młode zakonnice zamieszkały w klasztorze.

Tybetański Urząd Opieki Społecznej w naszym regionie pomógł nam sfinansować koszty utrzymania mniszek. Dawali czterdzieści rupii miesięcznie na każdą młodą zakonnicę, która przyjechała na studia, a każda zakonnica musiała przynosić dodatkowe trzydzieści rupii od swojej rodziny, aby pokryć swoje wydatki. W następnym roku, kiedy Gesze Thubten Ngałang przybył do klasztoru, poprosiliśmy o pomoc, a on i Dziampa Tsedroen znaleźli sponsora dla każdej mniszki. Urząd Opieki Społecznej poprosił Gesze Khenrab Thargye, aby nas uczył, a Dżampa Tsedroen poprosił także Gesze Konchog Tsering, aby poinstruował mniszki. Obie te doskonałe gesze nadal nauczają mniszki. To, co mamy teraz, zawdzięczamy życzliwości tych wszystkich ludzi.

Urząd Opieki Społecznej wraz z inną zakonnicą z Zachodu dostarczył nam tekstów religijnych, podręczników do języka angielskiego i zeszytów ćwiczeń. Wszystkie zakonnice są bardzo wdzięczne mieszkańcom Zachodu, którzy umożliwili nam budowę obiektów i ustanowienie programu edukacyjnego. W zeszłym roku zakończyliśmy budowę kolejnych pomieszczeń mieszkalnych, sal lekcyjnych i jadalni, sponsorowanych przez panią Baker i wiele osób z Zachodu. Ludzie Zachodu pomogli nie tylko naszemu klasztorowi, ale wielu tybetańskim instytucjom — klasztorom, szpitalom i szkołom, i jesteśmy za to wdzięczni. To, co my, Tybetańczycy, udało nam się osiągnąć na wygnaniu, jest również zasługą dobroci Jego Świątobliwości Dalajlama. Niezliczeni bodhisattwowie pojawili się na ziemi, ale nie byli w stanie ujarzmić naszych umysłów. Nawet teraz Jego Świątobliwość próbuje nas ujarzmić i pokazać nam drogę do oświecenia, więc mamy wielkie szczęście.

Życie codzienne w klasztorze

Jeśli chodzi o nasz plan dnia: wstajemy o 5:00 rano i idziemy do świątyni na poranne modlitwy, po których dedykujemy pozytywny potencjał dla pokoju i szczęścia wszystkich czujących istot oraz długiego życia Jego Świątobliwości Dalajlama. Po śniadaniu uczestniczymy w naukach przez jedną lub dwie godziny. Po tym następuje debata, która pozwala nam dyskutować i osiągnąć lepsze zrozumienie Buddajego nauki. Dopiero w ostatnich latach zakonnice zaczęły studiować teksty filozoficzne i debatować nad ich znaczeniem, czynności, w które wcześniej angażowali się tylko mnisi. Ten postęp w edukacji sióstr nastąpił dzięki poleceniom Jego Świątobliwości i zainteresowaniu młodych sióstr. Następuje lunch, a po południu zajęcia z tybetańskiego i angielskiego. Wieczorami znowu przez godzinę modlimy się w głównej świątyni. Zajmujemy się głównie Tarą Puja, a także inne praktyki. Potem znów odbywa się debata, po której mniszki studiują samodzielnie, czytają książki i uczą się pism świętych na pamięć. Kładziemy się spać około północy.

Ogólnie rzecz biorąc, zakonnice dobrze współpracują ze sobą oraz z osobami zajmującymi odpowiedzialne stanowiska w klasztorze. Ponieważ jestem najstarszą zakonnicą, muszę je dyscyplinować i doradzać im, kiedy to konieczne. Postępują zgodnie z moją radą i nie są zbuntowani ani uparci. Czasami musiałem uderzyć niektórych młodszych, kiedy źle się zachowywali, ale nie przejmują się tym zbytnio. Nie traktują tego poważnie ani nie walczą ze mną, ponieważ wiedzą, że moim zamiarem jest pomóc im być dobrymi zakonnicami. W rzeczywistości, kiedy powiedziałem im, że kilka innych mniszek i ja wybieramy się na „Życie zachodniej buddyjskiej mniszki”, wiele z nich płakało i mówiło, że nie mogą cieszyć się obchodami Tybetańskiego Nowego Roku, ponieważ starsze mniszki będą nieobecne!

W poniedziałki mamy dzień wolny, ale nie pozwalam siostrom wtedy leżeć bezczynnie. W te dni też muszą się uczyć lub zapamiętywać. Nawet w Nowy Rok nie mają specjalnych świąt. Od czasu do czasu proszą o urlop i to jest w porządku. Chociaż trudno jest założyć klasztor od zera przy niewielkich zasobach, myślę, że poradziliśmy sobie całkiem dobrze. Bardzo się cieszę, że zakonnice mają teraz lepsze możliwości edukacyjne niż w przeszłości i że wiele z nich z tego korzysta. W 1995 r. mniszki z różnych klasztorów na wygnaniu odbyły w Dharamsali dużą sesję dyskusyjną, która trwała wiele dni. Na zakończenie, po raz pierwszy w historii, jedne z najlepszych mniszek debatowały w głównej świątyni, przed Jego Świątobliwością Dalajlama. Oczywiście niektórzy byli zdenerwowani, ale później wiele osób komentowało, jak dobrze im poszło. Nieustannie proszę ich, aby dobrze studiowali i praktykowali dla dobra czujących istot i modlili się o długie życie Jego Świątobliwości i innych naszych nauczycieli. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mamy okazję uczyć się i ćwiczyć Buddanauki!

Czcigodny Thubten Lhatso

Urodzona w latach 1930. XX wieku Sramanerika Thubten Lhatso została wyświęcona na zakonnicę, gdy była dzieckiem i praktykowała w swojej rodzinnej prowincji Kham w Tybecie, zanim udała się do Lhasy. Chcąc praktykować Dharmę na wolności, opuściła Tybet okupowany przez Chińczyków w latach 1980. i wyjechała do Indii. Tam odegrała kluczową rolę w założeniu klasztoru Jangchub Choeling Nunnery w południowych Indiach, gdzie jest obecnie jedną ze starszych zakonnic.