Bycie pustką

Przez SD

Malowany symbol enso.
Pustka pozwala nam na rzeczywistość o wiele bardziej spektakularną, niż sobie wyobrażamy w naszych wąskich poglądach, nieskończoność w każdej chwili. (Zdjęcie zrobione przez Enchtuwszyn)

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem świetne Sutra Serca, Byłem jednocześnie zaintrygowany i przerażony jego implikacjami. Myślenie, że nie jestem niczym więcej niż serią agregatów, że wszystko, co zrobiłem w przeszłości lub teraźniejszości, sprowadza się do uwarunkowanych reakcji opartych na fałszywym wyobrażeniu o „ja”, wywołuje dreszcze na plecach.

Jednak, jak powiedziałem, jest to również intrygujące. Można by się pogubić w myśleniu o potencjale zmian, jakie pustka dopuszcza w naszym życiu. Częściej niż nie, zachodni umysł widoki pustka jako coś pozbawionego wartości lub treści, a zatem koniecznie unikanego. Z drugiej strony myśl wschodnia widoki zarówno jako pozytywne, jak i negatywne, obie godne objęcia.

Pustka jest rzeczywiście negatywna w tym sensie, że niszczy czyjąś koncepcję rzeczywistości opartą na jednostce. Eliminuje założenia, które nosimy na temat siebie i otaczającego nas świata. Ale w tym tkwi również pozytyw. Sprawia, że ​​otwiera się przed nami rzeczywistość o wiele bardziej spektakularna, niż sobie wyobrażamy w naszym wąskim gronie widoki, nieskończoność w każdej chwili.

Pustka pozostawia wszystko nam. Pozwala nam przestać unikać, przestać się czepiać, przestać próbować żyć wyimaginowanymi ideami, za które się uważamy, ale ostatecznie powoduje to tylko dumę, egoizm, złość, zazdrość i wszystkie inne problemy, w które jesteśmy uwikłani w naszym codziennym życiu. Pozwala nam doświadczać świata i ludzi wokół nas bez konieczności wznoszenia obrony w procesie dyskryminacyjnym.

Pomyśl o tym. Czego się boimy? Co nieustannie staramy się chronić? Boimy się unicestwienia siebie. Staramy się chronić go przed wszelkimi domniemanymi zagrożeniami, które grożą wyginięciem. Ale jeśli jesteśmy skupiskami formy, uczucia, myśli, impulsu i świadomości, jesteśmy unicestwiani z każdą chwilą. W jego miejsce powstaje nowy byt złożony z kolei z najnowszej mieszanki kruszyw.

Niestety, z każdą nową mieszanką agregatów desperacko próbujemy pociągnąć za sobą bagaż tego, który właśnie minął. Upieramy się przy wierze, że ten stary bagaż jest z nami.

Fenomenalna rzeczywistość przepływa przez sześć bram oka, ucha, nosa, języka, ciało i umysł. Słyszymy melodię śpiewającego ptaka za oknem i uśmiechamy się, ogarnięci chwilową ciszą i odpoczynkiem. Niepokój znika, gdy przypominamy sobie chwilę z przeszłości. Może to piknik w parku, a może wspomnienie kołysanki matki do drzemiącego dziecka.

Następnie z niższego poziomu dochodzi do spłukiwania toalety. Już nie afirmujące życie wspomnienie, ale nagłe przypomnienie i potwierdzenie ponurego otoczenia. Nie czujemy już impulsu do uśmiechu, ale do zmarszczenia brwi, zaciśnięcia pięści złość i frustrację.

Więc co się zmieniło od jednej chwili do następnej? Wszystkie rzeczy są puste. Melodia ptaka śpiewającego nie jest większym lub lepszym bodźcem wibracyjnym dla ucha niż rumieniec. Sygnały elektryczne wyzwalane w konturach mózgu są wykonane z tego samego materiału w obu kierunkach. Nie mają zamiaru nas rozgniewać, zasmucić ani uszczęśliwić. Więc po co ta zmiana? Dlaczego uważamy, że jeden był dobry, a drugi zły?

Ostatecznie nie miało to nic wspólnego z nadchodzącym zjawiskiem, ale z całym tym bagażem. Ten bagaż Warunki nasze serca i umysły reagują impulsywnie, czasem kompulsywnie, co przynosi nam afirmację i negację wszystkiego innego, co mogłoby sugerować fakt, że nie wszyscy jesteśmy tacy, jak sobie wyobrażamy.

Nie wiem. Być może wszystko zaczyna się dość niewinnie. „Być” w konwencjonalnym znaczeniu świata oznacza, że ​​musimy przetrwać. W ramach tego przetrwania musimy nauczyć się, co jest przyjemne, a co nieprzyjemne. Dziecko płacze, gdy jest głodne. Forma, uczucie, myśl, impuls i świadomość są tam – i słusznie. Gdyby tak nie było, dziecko mogłoby nigdy nie zostać nakarmione. Proces wydaje się taki naturalny.

Jednak gdzieś po drodze zaczynamy przekręcać to, co naturalne i zdrowe, w coś innego, nasycając ludzkie cechy nieożywionym, przywiązując wspomnienia do chwili w żadnym innym celu niż kontynuacja złudzenia, które nazywamy jaźnią. W końcu wierzymy, że to, co nas otacza, sprawia, że ​​jesteśmy szczęśliwi, smutni lub źli.

Zastanawiam się, czy sam proces nie jest wyraźną wskazówką, że ja ostatecznie nie istnieje. Z jakiego innego powodu musielibyśmy projektować tak wiele na zewnątrz, gdyby nie było prawdziwego ja, którego moglibyśmy się trzymać wewnętrznie? Z pewnością mistrzowie zen z przeszłości to rozumieli, stąd nacisk na siedzenie medytacja. Czy jest lepszy sposób na odkrycie złudzenia niż siedzenie tam i konfrontowanie się z nim twarzą w twarz, aż do urzeczywistnienia samej pustki.

Myślę, że kiedy zaczynamy odczuwać pustkę po tym, czym to jest, czujemy się upoważnieni do większego poczucia odpowiedzialności. Czujemy się zmuszeni do pozostawienia winy za nasze myśli, uczucia i działania na własnym progu, zamiast obwiniać wszystko i wszystkich innych w otaczającym nas świecie. To nie wina toalety, marszczę brwi. To ja. Jeśli mi się to nie podoba, to ja muszę zmienić warunki. Kiedy rezygnujemy z obrazu, którego tak gorliwie broniliśmy, kiedy rezygnujemy z fałszywego poczucia kontroli nad światem, którego potrzebujemy, świat zmienia się skokowo.

Mistrz Zen Dogen mówi nam w Fukanzazengi (Powszechna promocja zleceniodawców). Zazen), „Droga jest zasadniczo doskonała i wszechobecna”. Jednak dalej ostrzega nas, że jeśli pojawia się najmniejsza sympatia lub niechęć, umysł pogrąża się w zamęcie. Czemu? Ponieważ nasze upodobania i antypatie są właśnie złudzeniem, skoncentrowanym na jaźni, która nie istnieje poza warstwami stworzonymi w naszym własnym umyśle.

Te warstwy nie służą żadnemu innemu celowi niż oddzielenie nas od jedności, którą podzielają wszystkie istoty na całym świecie. Trzyma nas w izolacji w naszych własnych małych światach, kochając tylko siebie i to, co nas uszczęśliwia.

Współczucie dla bliźnich jest niemożliwe, jeśli postrzegamy siebie jako innych. Przede wszystkim w śluby każdego buddysty jest to, że bez względu na to, jak niezliczone są wszystkie istoty, my przysięga aby ich wszystkich uratować. Wynika z tego, że zbawienia nigdy nie można osiągnąć samodzielnie. Jest to wysiłek grupowy, który wymaga od każdego z nas ogołocenia się, wyjścia poza wyobrażenia i troskę o siebie i przyjęcia jedności, którą można znaleźć w pustce, o której mowa w Sutra Serca.

Pocieszające może być myślenie o sobie jako o trwałym charakterze z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Może dać nam pewność, że jesteśmy mocno osadzeni w rzeczywistości i zrozumieniu otaczającego nas konwencjonalnego świata. Ale ile to wymaga energii! Każda chwila jest spędzona na daremnych próbach potwierdzenia niemożliwego, zawsze uniemożliwiając nam zobaczenie, co naprawdę istnieje.

Poddanie się, zrzucenie bagażu i pozwolenie sobie na bycie pustym ostatecznie neguje cierpienie wywołane przez nasz stworzony obraz siebie. Po opróżnieniu świat może swobodnie płynąć, aby można go było doświadczyć w całej cudowności, jaką naprawdę jest. „Doskonały i wszechprzenikający” — mówi nam Mistrz Dogen. Być może nadszedł czas, aby wziąć go za słowo i zabrać się za to.

Osób uwięzionych

Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.

Więcej na ten temat