Sekret szczęścia

Sekret szczęścia

Kobieta kłania się.
Wiele moich objawień wydarzyło się, gdy leżałem twarzą w dół na zimnej podłodze, padając na twarz. (Fot. Cam Lewis)

Wychodząc z trzyletniego odosobnienia bóstwa, Petra McWilliams została poproszona o omówienie najważniejszej realizacji, jaką miała w tym czasie. "Nie ma mowy!" to jej pierwsza myśl – tak wiele się wydarzyło. Cztery i pół sekundy później wiedziała, co chce powiedzieć:

Dla mnie najważniejszym aspektem tego odosobnienia było naprawdę doświadczanie różnicy między rozumieniem rzeczy intelektualnie, a nawet całym sercem wiarą, że są one prawdziwe, a posiadaniem prawdziwej, przemieniającej życie realizacji. The lamowie zawsze mów, że jest różnica. Tak wiele przeżyłem lamrim tematy, które dla mnie były intelektualne, lub coś, w co całym sercem wierzyłem, ale odczuwanie, jak przekształcają się w realizacje, było jednym z najbardziej uderzających i znaczących aspektów mojego odosobnienia. Chcę opowiedzieć o jednym z nich, ponieważ to wydarzyło się na początku i nadało ton reszcie mojej pracy na odosobnieniu.

Widząc prawdziwego wroga

Stało się to 15 stycznia 2001 r., pierwszy rok na rekolekcjach, w urodziny wielkiego bodhisattwa Martin Luther King, Jr. Kiedy robiłem pokłony – zwykle, gdy się budziłem, około 3:30 lub 4:00 rano, robiłem rundę pokłonów przed 35 Buddówi odkryłem, że wiele moich objawień wydarzyło się wtedy, twarzą w dół na zimnej podłodze – nagle błysnąłem na mojej matce, która zmarła dwadzieścia lat temu. Myślałem o swoim egoizmie i braku życzliwości dla niej, zwłaszcza jako zbuntowanej nastolatka. W tym momencie miałem ogromną świadomość głębi i zakresu mojego egocentryzm. A na dodatek zdałem sobie sprawę, co lamowie zawsze mówiłem, a słyszałem w kółko od lat i myślałem, że wierzę: że egocentryzm jest źródłem każdej chwili cierpienia, jakie kiedykolwiek miałem w całym moim życiu. Uderzyło mnie to jak tona cegieł!

Przez następne trzy dni siedziałem na poduszce i płakałem prawie bez przerwy. Spontanicznie przejrzałem całe swoje życie i zobaczyłem, że każda chwila cierpienia, której kiedykolwiek doświadczyłem, od chwili lekkiej irytacji po trwającą całe życie trudną relację z moim ojcem, była tworzona przez moje egocentryzm; nie wspominając o całym cierpieniu, które stworzyłem i spowodowałem, że doświadczyli inni ludzie. I to było po prostu nieubłagane – mój umysł nie mógł przestać przechodzić przez ten proces. W pewnym momencie desperacko szukałem jakiegoś wyjątku od reguły, że egocentryzm powodował każdą chwilę cierpienia. Nie było jednego wyjątku! Więc po prostu płakałam i płakałam. To było tak intensywne.

Niszczenie egocentryzmu

W tym momencie przypomniałem sobie jedną z moich ulubionych nauk, Siedem punktów Trening umysłu przez Gesze Czekawę; a Pięć Sił, zwłaszcza Czwarta Siła, „wyrwać coś sercem”. W Wyzwolenie w dłoni, mówi Pabongka Rinpocze, kiedy egocentryzm podnosi swoją brzydką głowę, po prostu ją walnij. Postanowiłem przyjąć tę naukę jako radę serca i zgodnie z nią żyć. Zacząłem go stosować z ogromną determinacją, ponieważ właśnie widziałem ten związek między egocentryzm oraz cierpienia moje i innych. I tak każdego ranka, zanim wstałem z łóżka, mówiłem: „Zrobię to! Nie dam tego ani cala. Mam zamiar walnąć go, ilekroć podniesie głowę? Byłem nieugięty i zdeterminowany.

I robiąc to, zauważyłem inny związek, że trening umysłu wspomniane teksty – że egocentryzm i samochwytanie są ze sobą nierozerwalnie związane, chociaż są różne. I widziałem też to, że wyrywając serce z mego kochania siebie, szedłem także po szyję mojego lgnięcia do siebie i mojego ego. To był niezwykle niewygodny i nerwowy proces nie pozwalając mojemu ego na rozluźnienie.

Doświadczanie „bezpodstawności”

Pamiętam, jak czytałem zapis nauki Czogjama Trungpy Rinpocze na temat pustki. W sesji pytań i odpowiedzi pod koniec lekcji jeden z jego uczniów zapytał go, dlaczego tak trudno jest zobaczyć rzeczywistość taką, jaka jest. Rinpocze powiedział: „Myślę, że głównie dlatego, że boimy się to zobaczyć”. A uczeń powiedział: „Dlaczego tak bardzo się boimy?” I powiedział: „Ponieważ chcemy pępowiny przyczepionej do naszego ego, przez którą możemy się cały czas karmić”. I zobaczyłem, że nawet w całkowitej izolacji, w jurcie pośrodku niczego, wciąż myślałem o tych wszystkich podstępnych, podstępnych sposobach na nakarmienie mojego ego. To niesamowite, co robisz, by nakarmić swoje ego.

Kiedy bezlitośnie uderzałem zarówno w umiłowanie siebie, jak i lgnięcie do siebie, zauważyłem, jak moje ego czuło się obnażone i rozszarpane oraz jak bardzo moje poczucie tożsamości było powiązane z tymi dwiema rzeczami. A kiedy je waliłem, czułem się, jakbym rozdzierał swoją tożsamość na strzępy. Doprowadziło to do niesamowicie nieprzyjemnego doświadczenia „bezpodstawności”, jak to wyraża Pema Chodron, gdzie nie było się czego czepiać, ponieważ wszystko, czego się trzymałam i nazywałam „mnie”, po prostu nie pozwalało na oddychanie nie więcej.

Im bardziej się do tego przyzwyczajałem, tym bezpodstawność ustępowała niesamowitemu poczuciu przestrzenności. Nic, czego można by się trzymać, nie oznaczało, że mnie ogranicza, nic mnie nie powstrzymuje. Doprowadziło to do niesamowitych doświadczeń medytacyjnych, w których poczułem, że moje ego, umiłowanie siebie i samouczucie odchodzi. W bodhiczitta medytacje Czułem, że nie ma „ja” między mną a innymi czującymi istotami – nie było małego, odizolowanego, ściśle określonego „mnie” chwytającego ego. Te bariery właśnie opadły. Wysyłałem promienie światła, by przynosiły korzyści czującym istotom i czułem, że nie ma już „mnie”, tylko to ogromne serce wypełniające wszechświat. To było uczucie wzruszającego, słodko-gorzkiego uniesienia — niesamowite przeżycie… błogość to było przejmujące, ponieważ czułem cierpienie. Nie było żadnego „ja”, które by mnie ograniczało od poczucia, że ​​naprawdę mogę przynosić pożytek czującym istotom. I doświadczyłem fizycznego doznania nieskończoności błogość.

Najwyższe szczęście

I po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że co lamowie zawsze mówiłem, że jest tak prawdziwe — że przezwyciężenie umiłowania siebie jest najwyższym szczęściem; że to, do czego przywykliśmy myśleć od czasów bez początku — że dbanie o siebie przyniesie nam szczęście — jest całkowicie błędne. Wręcz przeciwnie. Tylko poprzez całkowite przezwyciężenie samolubstwa możemy osiągnąć najwyższe szczęście. I [to szczęście] było po prostu tysiąckrotnie silniejsze niż jakiekolwiek uczucie szczęścia lub błogość jakie kiedykolwiek miałem w swoim życiu. To po prostu trwało, dzień po dniu. A jedynym powodem, dla którego to szczęście było możliwe, było to, że nie było już „mnie”, które mogłoby stanąć na drodze. To w ogóle nie miało ze mną nic wspólnego. I widziałem jak zrzeczenie się prowadzi bezpośrednio do bodhiczitta—z popiołów tego poziomu zrzeczenie się wschodzi feniks bodhiczitta.

Z własnego doświadczenia widziałem, że aby dojść do tego punktu, musisz być gotów zrezygnować ze wszystkiego, o czym myślałeś, odkąd nieskończony czas da ci szczęście, wygodę i bezpieczeństwo; wystarczy to wszystko rozebrać i zrezygnować. A to, co naprawdę robisz, to po prostu uwalnianie się z tego więzienia, które trzyma cię w pułapce, uwięzionego w tym kłamstwie zwanym „kochaniem siebie”, i to trzyma cię w pułapce samsary.

Ponieważ zasmakowałem tego doświadczenia, po prostu próbuję; chęć pójścia na krawędź – żebym mogła tam żyć cały czas, żebym mogła dojść do punktu, w którym bodhiczitta to mój stały adres! A samo posmakowanie tego doświadczenia i poznanie, czym jest prawdziwe szczęście i jaka jest przyczyna tego szczęścia, jest zdecydowanie najważniejszym doświadczeniem mojego odosobnienia. I nigdy się nie poddam, dopóki tam nie dotrę.

Petra McWilliams kontynuowała odosobnienie pod Lama Instrukcje Zopa Rinpocze pod koniec tego roku.

Artykuł przedrukowany za zgodą Magazyn mandali, gdzie został opublikowany po raz pierwszy.

Autor gościnny: Petra McWilliams