Uważność, zadowolenie i ABBA
Przez JSB
– ABBA, Jeffrey?
"Co?" Przestałem pisać w swoim dzienniku i spojrzałem na moją wiolonczelę, która też ma na imię Jeff. Tutaj jesteśmy znani po prostu jako „Jeff Squared”.
„Śpiewałeś piosenkę zespołu ABBA, Waterloo”. Rzucił mi spojrzenie pełne troski, które szybko zmieniło się w odrazę.
"Byłem? Jezu, przepraszam. Co się działo? Dzień wcześniej złapałem się na śpiewaniu piosenki Bee Gees, Jak głęboka jest twoja miłość. Śpiewanie piosenek ABBA i Bee Gees w więzieniu nie jest dobrą rzeczą, dużo lepiej jest śpiewać rapową piosenkę Eminema lub 50 Centa. W latach 70. gardziłem ABBA i Bee Gees, a teraz, lata później, wypowiadałem teksty piosenek, o których nawet nie wiedziałem, że je znam. Miałem teorię. To nagłe odrodzenie muzyki pop lat 70. było wynikiem mojego medytacja ćwiczyć. Byłem tego pewien.
W buddyzm wprowadziła mnie jedna z moich pierwszych celi. Całe życie zmagałem się z duchowością. W wieku dwudziestu kilku lat narodziłem się na nowo — w końcu wydawało się to właściwe w czasach, gdy był to nasz prezydent. W wieku 20 lat zostałem katolikiem, ale chociaż bardzo kochałem Kościół, wciąż byłem zagubiony i zdezorientowany. Po czterdziestce walczyłem z depresją i lękiem; Przeszedłem załamanie nerwowe, spędziłem trochę czasu w szpitalu psychiatrycznym, a potem trafiłem do więzienia.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem Cztery Szlachetne Prawdy, poczułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie deską w czoło. Walnięcie! Te proste zasady mówiły wszystko. W obrębie pierwszych dwóch prawd była surowa rzeczywistość mojego życia. Mógłbym być chłopcem z plakatu drugiej prawdy. A w ostatnich dwóch było tyle nadziei. Ja — tak, ja, Jeff — mogłem przerwać moje cierpienie, podążając za Budda'kołysać. Z zapałem rozpocząłem swoją wędrówkę po ścieżce.
Czytałem i praktykowałem Dharmę i zacząłem codziennie medytować. Przemówiła do mnie koncepcja uważności, bycia tu i teraz, w pełni świadomego. Spędziłem większość mojego życia niespokojny o przyszłość lub pełen poczucia winy z powodu błędów z przeszłości. Miałem rozpiętość uwagi na trzy sekundy.
Miesiącami ćwiczyłam uważność medytacja, pilnie licząc moje oddechy, ledwie będąc w stanie policzyć więcej niż trzy lub cztery, zanim mój umysł powędrował nie wiadomo gdzie. Co dziś na obiad? Czuję się dziś grubszy, wiem, że przybieram na wadze! Swędzi mnie nos. Trzymałem się tego, zdeterminowany, aby rozwinąć tę rzecz zwaną uważnością.
Potem ludzie z mojej przeszłości zaczęli pojawiać się w mojej głowie podczas medytacja. Nagle przypomniałem sobie Sue Baily, dziewczynę, obok której siedziałem w Theatre 101 w stanie Ohio. Sue studiowała weterynarię w Limie w stanie Ohio. Robiła świetne notatki, którymi łaskawie dzieliła się ze mną, ilekroć opuszczałem zajęcia, co często zdarzało się, ponieważ były to zajęcia o ósmej rano.
Pamiętam Chestera Isona z piątej klasy. Chester miał szklane oko. W Halloween, zamiast nosić kostium, po prostu wyjmował sobie oko, trzymał je w dłoni, dzwonił do drzwi i krzyczał „Cukierek albo psikus”. Pewnego razu w męskiej toalecie wyjął oko i pozwolił mi zajrzeć do swojej głowy. Dlaczego po tylu latach ci ludzie kręcili się w mojej głowie?
Następna była muzyka. Piosenki, których kiedyś nienawidziłem, nagle zacząłem śpiewać ABBA, Bee Gees, Barry Manilow, KC i Sunshine Band. Brzmiałem jak kompilacja K-tel z lat 70.
Dlaczego tak się działo? Moja teoria była prosta. Miałem, przez moje medytacja praktykę iz imponującą szybkością pozbyłem się wszystkich grubych poziomów świadomości i podłączyłem się do mojego subtelnego umysłu. Czytałem o tym w jednym z Dalajlamaksiążki. Problem polegał na tym, że mój subtelny umysł był pełen ludzi, o których zapomniałem, i tekstów okropnych popowych piosenek. To nie tak miało być. Niezrażony, więcej ćwiczyłem, dłużej medytowałem. Potem coś się stało.
Wszyscy byliśmy w jadalni, jedząc lunch, ja i moi buddyjscy przyjaciele. Kiedy już miałem otworzyć kubek z budyniem, Brad powiedział: „Zaczekaj, zapisz to. Przemyć to, a dziś wieczorem odprawimy specjalny buddyjski rytuał.
"Naprawdę? Fajnie – powiedziałam, gdy wszyscy włożyliśmy do kieszeni kubki z budyniem waniliowym. Następnie z powodzeniem wymknęliśmy się funkcjonariuszom przeszukującym wychodzące osoby.
Tej nocy, na zimnym, wietrznym, opuszczonym placu zabaw, siedzieliśmy we czwórkę, ubrani w pasujące do siebie płaszcze khaki i jaskrawopomarańczowe pończochy, wokół niebieskiego stołu ze stalowej siatki.
„Ta sekretna buddyjska ceremonia nazywa się dekadenckim rytuałem deserowym” — powiedział Brad. „Mnisi w Tybecie, zwykle odżywiający się ryżem i bulionem, od czasu do czasu wymykali się nocą i ucztowali na wybornych ciastach i słodkim pieczywie”.
– Wymyślasz to, prawda? Zapytałam.
„Zamknij się i otwórz pudding”. Wszyscy otworzyliśmy pokrywki naszych kubków na pudding. Brad wyjął pudełko rodzynek, wrzucił trochę do puddingu i rozdawał pudełko innym. Następnie wyjął torebkę Hershey Kisses, dając każdemu z nas kilka do uzupełnienia puddingu. – Miłej zabawy, panowie – powiedział i wszyscy zabraliśmy się do roboty.
Kiedy siedzieliśmy tam w zimną listopadową noc, rozmawiając, śmiejąc się, jedząc nasze czekoladowe kubki z budyniem, stałem się bardzo świadomy wszystkiego wokół mnie. Siedziałem tam cicho przez kilka chwil i po prostu chłonąłem to doświadczenie; chłód w powietrzu, żółtawe światła podwórka, kremowa konsystencja puddingu i niebiański smak czekolady. Słuchałem moich przyjaciół, naprawdę słuchałem. I zrozumiałem. Cieszyłem się tą chwilą, wszystkim, co z nią związane.
Byłem… zadowolony. Siedząc tam na zimnie, w więzieniu, jedząc budyń z puszki, byłem taki zadowolony. Zapomniałem, jakie to uczucie. Ile czasu minęło, odkąd naprawdę czułem się zadowolony?
Może to był ten śnieżny dzień lata temu, kiedy moi synowie byli jeszcze w podstawówce. Wziąłem dzień wolny od pracy i zabrałem ich na sanki na małe wzgórze obok ich szkoły. Ładowaliśmy się na sanki, ja na dole, mój najstarszy syn obok, najmłodszy na górze; następnie zjedź w dół wzgórza, przez pokryte śniegiem boisko do koszykówki na oblodzony chodnik, aż do wejścia do szkoły. Chłopcy śmiali się głośno, mieli cieknące nosy i różowe policzki. Wspinaliśmy się z powrotem na wzgórze i powtarzaliśmy bieg w kółko przez wiele godzin. Niesamowicie radosny dzień. Prawdziwe błogość.
Od tamtej nocy sekretnego buddyjskiego dekadenckiego rytuału deserowego doświadczyłem innych chwil zadowolenia: rozległy zachód słońca w Karolinie Północnej, filiżanka cappuccino podczas słuchania Rano Edition w NPR (tak, mamy cappuccino w więzieniu, ale jeszcze nie ma Starbucksa), siedząc pod koniec dnia z moimi celami, dzieląc się tym surrealistycznym doświadczeniem, jakim jest więzienie. Przebłyski zadowolenia; Wydaje mi się, że nie wytrzymam tego długo, ale to dopiero początek. I zastanawiam się, czy mogę być zadowolony tutaj, w tym represyjnym miejscu zrujnowanych żyć i nadziei, jak to będzie tam, za płotami.
Jeszcze tyle muszę się nauczyć, przeżyć. Cierpliwość np. Będąc wyżu demograficznego, jestem produktem naszej kultury Veruca. Pamiętaj Verucę, zasmarkaną, zepsutą bogatą dziewczynę z Willie Wonka i fabryka czekolady? Ją mantra brzmiało: „Chcę tego teraz, tatusiu”. To byłem ja — cóż, nadal w dużej mierze jestem ja. Jednak porzuciłem swój cel osiągnięcia pełnego oświecenia przed 15 sierpnia 2007 r., datą, w której będę uprawniony do udania się do domu pomocy. Teraz zdaję sobie sprawę, że to mógł być nierealny cel. Ale mi z tym dobrze. Uczę się, rozwijam.
Prawdziwe współczucie dla wszystkich czujących istot to coś innego, co praktykuję. Jestem tu wolontariuszem w programie hospicyjnym i odwiedzam śmiertelnie chorych na raka. Och, zgłosiłam się na ochotnika w moim starym życiu z niewłaściwych powodów; głównie po to, żebym poczuła się lepiej ze sobą. Poza tym zawsze dobrze wyglądał na starym CV. Ale wyobraź sobie cierpienie związane z nieuleczalną chorobą i zamknięciem w więzieniu, z dala od rodziny i przyjaciół. Pomyśl o tym, wiedząc, że umrzesz w więzieniu.
Lama Zopa Rinpocze mówił o tym, że dla mnichów i ludzi świeckich w Tybecie więzienie było jak pustelnia – miejsce, w którym mogli wzbogacić swoje życie o wiele urzeczywistnień. On miał rację. To było miejsce, do którego musiałem przyjechać. Potrzebowałem tego czasu, aby w końcu nauczyć się i zdać sobie sprawę, że szczęście nie jest gdzieś w mglistej odległości. To nie jest kolejna promocja, większy dom, czerwony sportowy kabriolet. To nie wszystkie rzeczy. Szczęście jest teraz tutaj, wokół nas. To pielęgnowanie każdej chwili życia, wszystkiego — dobrego i złego. Błogość to stan umysłu, który wszyscy możemy kultywować, podążając za Budda'kołysać.
Więc będę kontynuował moją wędrówkę ścieżką, śpiewając Dancing Queen przez cały czas.
Osób uwięzionych
Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.