Nieobliczalny

By N. R.

Mnich stojący na chodniku, patrzący na księżyc w pełni.
„Bez względu na to, dokąd idziesz, tam jesteś”. (Zdjęcie zrobione przez Hartwig HKD)

Wyszedłem z domu jako nastolatek, żeby się odnaleźć. Podróżowałem z mojego domu w Springfield w stanie Missouri do Nowego Jorku, Bostonu, Los Angeles i wszędzie pomiędzy. Podczas moich podróży studiowałem teologię z różnych głównych religii. Modliłem się do Jezusa, Marii, Mojżesza, Boga, Mahometa, Allaha, Kriszny i posunąłem się nawet do modlitwy do niesławnego Lucyfera. Nie wiedziałem wtedy, czego szukałem. Wiedziałem tylko, że to coś, co zrozumiem, kiedy to znajdę. Przez kilka lat parałem się narkotykami każdej kategorii, ale w duszy nie byłem zadowolony. Próbowałem różnych form seksualności (heteroseksualnej, bi-, homoseksualnej), aby załagodzić ten wewnętrzny konflikt, który tkwił w moim sercu od dzieciństwa. Wszystko na nic się nie zdało.

Podczas wizyty w domu mojej matki w Springfield mówi do mnie: „Nieważne, dokąd idziesz, tam jesteś”. Wywarł na mnie najgłębszy wpływ i nadal działa. Niedługo potem osiadłem z powrotem w moim rodzinnym mieście, aby być po prostu sobą (wciąż nie miałem pojęcia, kto to był). Tak bardzo starałem się być kimkolwiek. Więc zdecydowałem się na drobny handlarz narkotyków. Trwało to kilka lat, zanim sprzedałem je glinom. „Cholera wojna z narkotykami” — pomyślałem.

Teraz siedzę w więzieniu, dostałem 10 lat w 2001 roku. Minęły 3 lata odkąd zostałem celibatem i uwolniłem się od narkotyków (od czasu do czasu nawracałem). Ale znalazłem siebie. Dopiero kiedy przestałem szukać i próbowałem odnaleźć siebie, wyłoniła się moja prawdziwa natura. Teraz, kiedy czuję smutek, nie chodzi o to, co straciłem, kiedy trafiłem do więzienia. To dla bliskich, którzy muszą być sami, dla tych, którym miłość zależy ode mnie. To dla dzieci bez rodziców i bez wystarczającej ilości jedzenia. To dla łobuza, który nigdy nie zazna prawdziwego spokoju. To dla uciskanych ludzi na świecie; to dla tych, którzy wylewają łzy cierpienia.

Bycie buddystą w więzieniu jest dla mnie trudne. Są chwile, kiedy chcę rozwalać ludziom twarze za to, co mówią i robią, ale potem powtarzam sobie, żeby po prostu zaakceptować ich takimi, jakimi są. Staram się zrozumieć ich cierpienie i ból. Staram się patrzeć na rzeczy z ich punktu widzenia. A czasami, gdy patrzę na świat z ich punktu widzenia, odczuwam ten wielki smutek, a współczucie ogarnia potrzebę ich zmiażdżenia.

Facet ukradł moją książkę adresową i zapisał adresy wszystkich moich ludzi. Dowiedziałem się i potrzebowałem wszystkiego, co mogłem zebrać, żeby nie wbić kolana w bok jego czaszki. Zmieniłem komórkę około godziny po tym, jak się o tym dowiedziałem. Po przeprowadzce przyszła mi do głowy myśl. Ten facet musi być bardzo samotny. Pomyślałem o tym, jak to jest być zupełnie sam na świecie, nie tylko na świecie, ale także w więzieniu. Nadal czuję smutek, kiedy o tym myślę. Nie otrzymałem zbyt dużego poparcia dla mojej decyzji, aby nie reagować gwałtownie, ale z drugiej strony nie potrzebuję już głosów zaufania, aby robić to, co słuszne.

Morał tej długiej i przeciągającej się historii brzmi:

  1. Nieważne dokąd idziesz, tam jesteś.
  2. Aby się odnaleźć, przestań szukać. Wyłoni się z wnętrza.
  3. Praktykowanie współczucia wymaga poświęcenia i determinacji.

Chciałbym podziękować AK za buddyjskie książki, które dał mi w 2001 roku, które skierowały mnie na drogę do prawdziwej wolności.

Osób uwięzionych

Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.

Więcej na ten temat