Pokój piżamy

Przez JH

Twarde krzesło w pustym pokoju
Możemy zostać naprawieni, ale sami musimy naprawić. Zdjęcie autorstwa pxhere)

Pamiętam dzień, w którym umarła za mnie religia: był to dzień, w którym narodziła się duchowość. Miałem wtedy 12 lat i stałem w pokoju piżamy, kontemplując życie.

Pokój z piżamami to pokój, który moja siostra nazywała pokojem dyscyplinarnym w ośrodku rehabilitacyjnym. Swoją nazwę wzięła od papierowych szpitalnych ubrań, w komplecie z dopasowanymi niebieskimi bucikami, które kazali ci nosić w The Pijama Room.

Tak więc stałem w pokoju piżamy, nie mając nic do roboty poza kontemplacją, jak bardzo nienawidziłem życia. Nie kontemplowałem, ponieważ byłem szczególnie introspekcyjny. Po prostu nie było nic innego do roboty w The Pijama Room. W końcu w The Pijama Room nie było żadnych rzeczy osobistych. Tożsamość była tam luksusem, trudnym do znalezienia między białymi metalowymi ścianami, posadzką w szpitalu i matą gimnastyczną, która miała służyć jako łóżko.

W Pokoju Piżamy było jednak okno. Miał rozmiar okna na zdjęcia, dość duży. Oczywiście został wzmocniony stalowymi ramami i siatką zabezpieczającą, która przechodziła przez samo szkło. Czy ludzie nie mogą uwolnić się od swojej nędzy, prawda?

Wyglądanie przez okno było jak patrzenie na krajobraz mojego życia. Była zima, tuż po Bożym Narodzeniu. Za oknem stało małe drzewo, kruche i pozbawione życia. Trawa też była martwa, jakby okazywała miłość do martwego drzewa, łącząc się z nim w bez życia. Niebo było ponure, jakby słońce już nigdy nie zaświeciło.

Spędziłem wiele godzin, wyglądając przez to okno, zastanawiając się, jak dostałem się do Pokoju Piżamy; zastanawiając się, gdzie bym stamtąd pójdę; Zastanawiam się, czy siatka bezpieczeństwa życia powstrzyma mnie od wolności.

Tam, pośród moich rozmyślań i złość, stało się. Powinienem był to zobaczyć; trwało to długo. Ale nie zrobiłem. Dopiero długo po fakcie nie zdawałem sobie sprawy, że to się stało. Tak czy inaczej, zdarzyło się tam. Bóg umarł tam, podczas gdy ja siedziałam skruszona, tam w pokoju piżamy. Nie Bóg, wielki-duży-ojciec-postać-na-niebie Boże, chociaż był częścią równania, ale Boże, ktokolwiek lub cokolwiek poza mną, co mogłoby mnie naprawić.

Siedząc w pokoju piżamy, kontemplując życie, wreszcie pogodziłem się z tym, co wszyscy mówili mi od tak dawna. Byłem załamany. Nie tylko dzieciak, który od czasu do czasu zachowywał się „źle”. Byłem kompletnie załamany. Byłem bezwartościowy.

Myślę, że myślałem o tym na długo przed The Pijama Room, po prostu tego nie zaakceptowałem. Do tego dnia zawsze myślałem, że ktoś mnie uratuje przed sobą. Zawsze miałam nadzieję, że w moim życiu pojawi się jakiś wielki, miłosierny anioł, który sprawi, że wszystko będzie lepsze. Wtedy przestałem wierzyć. Przestałem wierzyć w anioły i demony, bogów i boginie. Przestałem wierzyć w jakąkolwiek nadprzyrodzoną istotę, która miała doprowadzić mnie do zbawienia.

Nie zrozum mnie źle; nie chodziło o to, że przestałem wierzyć w istnienie takich rzeczy. Miałem dosyć długą historię kościelizacji i okultyzmu i wszystkiego innego pomiędzy nimi, co sprawiało, że nie pozbyłem się tak łatwo wiary. Błagałem każdego rodzaju istoty, o którym czytałem w ciągu mojego krótkiego 12-letniego życia: „Proszę, proszę, przestań cierpieć, które jest moim życiem”.

Tam, w The Pijama Room, w końcu to zaakceptowałem, wreszcie pogodziłem się z faktem, że jeśli taka istota istniała, to po prostu jej to nie obchodziło. Bóg nie był zbawicielem, bez względu na to, jaką przybrał formę. Uśmiecham się teraz, przypominając sobie ironię mojego czynu, moją pochwałę dla Boga, jeśli wolisz.

Kiedy wyszedłem z The Pijama Room, wróciłem do swojego pokoju po prywatność. Stojąc w łazience, ściskając jednorazową maszynkę do golenia, którą przekonałem sanitariusza, którego potrzebowałem do moich trzech włosów na podbródku, wyciągnąłem ostrze z plastikowej obudowy. Kładąc go obok pisaka, który położyłem na zlewie, zdjąłem koszulę i spojrzałem na swoją bezwłosą klatkę piersiową. Nie zastanawiając się długo nad tym, dlaczego, ani nawet nie zastanawiając się nad znaczeniem tego symbolu, podniosłem brzytwę i zacząłem wycinać – ze wszystkich rzeczy – Znak Dawida w mojej piersi. Cięcia nie były zbyt głębokie; w końcu była to jednorazowa maszynka do golenia. Były jednak na tyle głębokie, że na moją klatkę piersiową pojawiła się jasnoczerwona krwawiąca gwiazda. Odkładając ostrze, podniosłem pióro z atramentem. Nie wiedziałem wtedy, że istnieje różnica między tuszem do tatuażu a jednorazowym tuszem do długopisów. Zerwałem czubek pióra i zacząłem rozmazywać atrament na mojej ranie. Chciałem, aby ta gwiazda pozostała na mojej piersi, jako przypomnienie światu, że tak, byłem złamany. Nigdy więcej nie zapomnę, że cała nadzieja została stracona. W moim 12-letnim umyśle ten akt powiedział wszystko.

Cóż, nie osiągnąłem swojego celu, a gwiazda trwała tylko około tygodnia. Ale wierzę, że gwiazda uratowała mi życie. Gdybym nie odnalazł wewnętrznej siły, by zrobić ten znak buntu, mógłbym ulec wszechogarniającemu smutkowi i zakończyć to wszystko. W końcu chciałem wtedy umrzeć i spędzam wiele godzin, próbując wymyślić, jak to zrobić bezboleśnie. Mój znak, moje stanowisko przeciwko cierpieniu życia, jakoś mnie podtrzymywało.

Co dla mnie bardziej interesujące, teraz z perspektywy czasu, to co narodziło się we mnie tego dnia. Jak wszystkie narodziny, zaczęło się od krwi, a skończyło na łzach. Chyba można powiedzieć, że miałam długi poród, bo krew płynęła, gdy miałam 12 lat, łzy, gdy miałam 20 lat. Kiedy miałam 20 lat, siedziałam w celi więziennej, w końcu przekonana o tym, do czego zaczęłam uwierz wszystkie te lata temu. Teraz nie tylko wszyscy mówili mi, że jestem załamany, w mojej celi więziennej (w segregacji administracyjnej – odosobnieniu – z powodów dyscyplinarnych, nie mniej), ja to udowodniłem, udowodniłem, że wszyscy mają rację. I była złamany. Nie było nikogo, kto by mnie naprawił i nie było nadziei.

Dlaczego więc zacząłem tę dyskusję od stwierdzenia, że ​​w dniu, w którym umarła we mnie religia, narodziła się duchowość? Religia to proces szukania pomocy w świecie zewnętrznym. Religia szuka świata wokół ciebie, aby cię naprawić. Zrezygnowałem z tego, mając 12 lat, w The Pijama Room. Zrezygnowałem z pomysłu, że świat kiedykolwiek mnie naprawi. To była dla mnie śmierć religii.

W tamtym czasie nie sądziłem, że mogę być naprawiony, więc nie mogę powiedzieć, że duchowość została we mnie w pełni ukształtowana. Ale proces został rozpoczęty. Ziarno zostało posadzone. W dniu, w którym po raz pierwszy rozważałem Cztery Prawdy Aryi, tam w celi segregacji administracyjnej – pokoju piżamy, który był moim obecnym miejscem zamieszkania – tego dnia zrozumiałem, że mógłby byc naprawionym. Mogę się naprawić. Wtedy narodziła się we mnie duchowość.

Można uczciwie powiedzieć, że brzmi to egoistycznie. Można by to powiedzieć, widząc, że mnie nie znasz i nie wiesz, że wciąż jestem załamany. W moim świecie, moim umyśle, jest więcej rzeczy złych niż dobrych. I tak to zrobiłem. Więc nie wiedząc o tych rzeczach, wydawałoby się sprawiedliwe płakać wulgarnie.

W rzeczywistości daleko mi do naprawienia. Mam górę wstydu, która od czasu do czasu rośnie przytłaczająco wysoko. I na wypadek, gdybym kiedykolwiek zapomniał „złamany”, na wypadek, gdybym zaczął myśleć, że wszystko w porządku… Muszę się tylko rozejrzeć, popatrzeć na „gdzie mieszkam” i pamiętam, jak się tu dostałem. Nigdy tego nie cofnę. To nigdy nie odejdzie.

Tak więc, kiedy mówię, że jestem jedyną osobą, która może mnie naprawić, nie jest to jakieś wspaniałe wyobrażenie o tym, jak bardzo jestem dopasowany do tego zadania. Bóg wie, gdyby to była rozmowa kwalifikacyjna, która miałaby zdecydować, kto najbardziej nadaje się do pracy, byłabym ostatnią, która zatrudniłaby mnie do naprawy. Niestety nie ma nikogo, kto to zrobi, jak się dowiedziałem, i nikt inny nie może tego zrobić.

Co mnie prowadzi dotychczasowy punkt. Często jest tak, że my, amerykańscy buddyści, przychodzimy do buddyzmu nie jako buddyści, ale jako odstępczy chrześcijanie/muzułmanie/żydzi/itd. Przychodzimy do buddyzmu mówiąc: „Och, prawda; nie ma interesów ojca, syna, ducha świętego. Ale to, co naprawdę mamy na myśli, to „podoba mi się to Budda-Bóg. Chodzi nam o to: „Cóż, chciałem zostać naprawiony przez jednego z pozostałych facetów, ale nie wydawało się, że są gotowi do pracy, kiedy została zaoferowana, więc zamierzam wypróbować nowego faceta na bloku . Może on to zrobi. Jako człowiek z górą problemów mogę powiedzieć, że ten nowy facet, Budda, nie rozwiążesz Twoich problemów lepiej niż inni.

Więc jeśli to wszystko prawda, jeśli naprawdę nadal jestem zepsuty, a Budda nie możesz mnie naprawić, dlaczego mam taką wiarę? Dlaczego ufam słowom i naukom istoty, o której wiem, że nie może zrobić tej jednej rzeczy, którą chcę, aby ktoś, na tym lub innym świecie, zrobił dla mnie? Dlaczego ufam istocie, która nie może mnie naprawić, nie może uczynić mnie całością?

Odpowiedź jest prosta. Zrealizowany nie powiedział: „Chodź tu i pozwól mi cię naprawić”. Zrealizowany nie powiedział: „Zaufaj mi, a uzdrowię cię”. Nawet nie powiedział: „Módl się do nieba, a wszystko będzie dobrze”. Błogosławiony powiedział: „Droga nie jest na niebie, Droga jest w twoim sercu”. Powiedział: „Nie przyjmuj moich słów z szacunku…” Błogosławiony powiedział: „Tathagatowie nauczają na świecie”. To, co powiedział, a tu parafrazuję, to „Hej, rusz tyłek i napraw się, bo nikt inny nie może tego za ciebie zrobić”.

Więc mogę być załamany. Mogę mieć dużo bagażu. Mogę spędzić resztę życia w tym więzieniu. Mogę mieć tak dużą szafę pełną szkieletów, że będę potrzebował więcej niż jednego życia, żeby się z nimi uporać. Ale zrobię to. I zrobię to z wielkim buddyjskim uśmiechem, nie dlatego, że jestem szczególnie prawy, nie dlatego, że jestem tak czysty, nie dlatego, że jestem szczególnie hojny, nie dlatego, że jestem wyjątkowo współczujący. Ale ponieważ jestem dobrym buddystą. Jestem dobrym buddystą, nie dlatego, że jestem tymi rzeczami, ale dlatego, że aspiruję do bycia nimi wszystkimi, z ciało, mowa i umysł.

Osób uwięzionych

Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.