Wstyd

Przez JH

Kraty w oknie z martwym drzewem w środku na tle czerwonych cegieł
Kiedy tkwimy w naszym wstydzie, czując się bezwartościowymi, zapominamy o wszechwiedzy Buddy, która widzi dobro, którego my nie widzimy. Zdjęcie autorstwa Stephena Bowlera

Wydrukowano za zgodą Kwartalnik Rightview, Fall 2006.

Nie będąc ani elokwentnym, ani szczególnie uzdolnionym, zaczynam ten artykuł, błagając o wyrozumiałość. Nie jestem formalnie wyszkolonym buddystą; Nie jestem nauczycielem. W rzeczywistości jedyną „mądrością”, jaką mogę się podzielić, jest ta, którą zdobyłem żyjąc tym życiem. Dlatego, jeśli moja otwierająca opowieść, graficzna i skatologiczna, nie jest tym, czego oczekujesz w autentycznej buddyjskiej publikacji, wytrzymuj mnie, ponieważ jest to opowieść o Wstydzie, moim bliskim przyjacielu.

Wstyd i ja poznaliśmy się po raz pierwszy, gdy miałem prawie pięć lat. Nasze spotkanie nie było przypadkowym spotkaniem w towarzystwie wspólnych znajomych. Typowy dla początku tak wielu relacji, Wstyd i ja byliśmy przeznaczeni na znacznie większy, doniosły wstęp.

Mieszkałem wtedy z ojcem i macochą. Dr H…, jak mój ojciec stał się znany prawie wszystkim, uważał mnie za swoją dumę i radość. Macocha Chris miała jednak o mnie zupełnie inne zdanie. Nic więc dziwnego, że Chris przedstawił mnie mojemu nowemu najlepszemu przyjacielowi.

Dobrze pamiętam ten dzień. To był dzień, w którym popełniłam okropny błąd, pozwalając Chrisowi znaleźć mnie samą w łazience. Teraz jest wiele rzeczy, o których pięciolatki nie wiedzą. Ale nawet w wieku pięciu lat wiedziałem z absolutną pewnością: nigdy nie pozwól Chrisowi złapać cię samego! Tym razem jednak nie byłoby ani palenia, ani bicia. Tym razem byliśmy tylko ja i Chris, a odchody wciąż unosiły się w toalecie, na której siedziałem.

Nie przypominam sobie, jak „niesłusznie” zostałem ukarany za ten dzień. Jak większość mojego dzieciństwa, ginie w mrocznej ciemności wspomnień litościwie zapomnianych. Pamiętam jednak dywan, który ugryzł mnie w kolana, gdy na nim kucałem. Pamiętam brzydkie kwiatowe wzory, które kpiły ze mnie z tapety. Pamiętam maleńką kabinę prysznicową, która nigdy nie mogła zacząć zmyć uczucia brudny Wkrótce dowiem się. Pamiętam, jak patrzyłem przez łzy, które zakryły mi oczy, gdy wykonywałem okropne rozkazy, które na mnie krzyczała.

Mój wstyd nie był jednak jeszcze kompletny. Trzydzieści minut później moja rodzina jechała autostradą luksusowym cadillakiem mojego ojca. Moja siostra zaczęła szukać „tego zapachu”. Skuliłem się, gdy zapytała „Kto wszedł w psią kupę?” Płakałem, kiedy odkryła, że ​​resztki kału wciąż tkwią między moimi zębami. Wtedy pobraliśmy się z Wstydem. Wtedy Shame i ja zostaliśmy mężem i żoną.

Wstyd utknął po mojej stronie przez grube i cienkie. Myślałem, że będzie ze mną, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Przez lata picia alkoholu i kradzieży zawsze towarzyszył mi Wstyd. W lecie napaści na tle seksualnym zawsze towarzyszył mi Wstyd. Zażywanie narkotyków nas nie rozdzieliło. Ani odwyk w wieku 12 lat, ani handel w wieku 15 lat. Ani więzienie w wieku 16 lat. Nic, co zrobiłem, by pozbyć się wstydu, nic, czego próbowałem, nie rozdzieliłoby nas. To znaczy nic, dopóki nie odkryłem Dharmy.

Wstyd był źródłem mojego największego cierpienia; wstyd zniszczył moje życie.

Paradoksalnie wstyd jest również wymieniany jako jeden z jedenastu „cnotliwych czynników psychicznych”. Jak to, co przysporzyło mi tyle cierpienia, to samo, z którego tak się cieszyłem, że zostałem uwolniony przez praktykę buddyzmu, może być cnotą? A będąc rzeczą cnoty, jak może dać mi szczęście?

W tym momencie przypominam sobie wstęp Mistrza Ji Ru do pierwszego numeru Kwartalnik Rightview. Mistrz Ji Ru wskazał, że dążenie do stworzenia autentycznego amerykańskiego buddyzmu jest procesem z gruntu wadliwym. Gdy staramy się wydobyć ziarno autentycznej Dharmy z zaciemniającej powłoki tradycji i zwyczaju; na zawsze grozi nam osadzenie go w naszych własnych zaciemnieniach. Ryzykujemy niepowodzenie polegające na zastąpieniu jednej zasłony drugą.

Zrównanie zwykłej konotacji słowa „wstyd” w języku angielskim z cnotą i moralnością jest właśnie taką zasłoną. Błędem jest wiara, że ​​poczucie bezwartościowości jest osobistym potwierdzeniem cnotliwej natury. Te uczucia są negatywne, są bolesne, co potwierdza, że ​​kojarzą się z negatywnymi działaniami, z niecnotą. Czy to nie jest definicja negatywu? karmy „działanie” ciało, mowa lub umysł, które przynoszą niezdrowe skutki?”

Co zatem rozumie się przez „wstyd jest cnotliwym czynnikiem mentalnym?” Jakie słowo może lepiej oddać znaczenie tego słowa niż słowo „wstyd”?

Analogia może odkryć kilka odpowiedzi. w Uttaratantra Śastra jest taka historia: Pewnego dnia, gdy kupiec podróżujący po wyboistej drodze podskakiwał w swoim powozie, grudka złota wypadła mu z kieszeni. Złoto przesunęło się przez drogę, w końcu zatrzymało się, gdy zmieszało się z odpadkami na poboczu i zniknęło z pola widzenia.

Wiele lat później nędzarz przybył, aby zbudować swoją chatę w tym samym miejscu, w którym upuszczono złoto. Nie wiedząc o obecności złota, nędzarz żył w biedzie.

Z czasem bóg o boskim wzroku przyszedł, by spojrzeć na to samo miejsce, w którym mieszkał nędzarz. Bóg widział stan nędzarza, a także obecność złota złożonego pod siedzibą nędzarza. Bóg polecił nędzarzowi: „Wykop pod swoim mieszkaniem, nędzarzu, wykop złoto, które tam leży i nie bądź już więcej biednym”.

Nędzarz słuchał boga. Wkopał się w ziemię pod domem, gdzie znalazł złoto, które było tam zakopane przez cały czas. Nie był już nędzarzem.

Ta analogia wskazuje na obecność naszego Budda Natura, ta nasza cecha, która umożliwia osiągnięcie stanu Buddy. Ubóstwo to nasze własne życie w samsarze. Odpady to nasze cierpienia. „Bóg” to Budda.

Rozpatrując tę ​​analogię, co by się stało, gdyby zamiast tego nędzarz odpowiedział bogu słowami: „Wiem, co kryje się pod moją chatą, tam nie ma nic poza śmieciami”? Zgadza się. Pozostałby nędzarzem, pozostałby w kręgu cierpienia.

Kiedy żyjemy w naszym wstydzie, czując się bezwartościowymi, jesteśmy nędzarzami, którzy nie widzą nic poza śmieciami. Mniejsza o boski widok boga w analogii. Mniejsza o wszechwiedzę tego Budda to widzi dobro, którego nie widzimy. Wolimy być nędzarzami żyjącymi na szczycie… nie bryły, ale góry złota.

Ale to nie odpowiada na pytanie: „Co oznaczało wstyd?” Dlatego rozważ taki scenariusz: nędzarz wierzy w boga, wykopuje złoto i zaczyna je czyścić. W połowie sprzątania grudka złota ześlizguje się i spada z powrotem do śmieci.

Wszyscy zgodzimy się, że ten człowiek byłby niemądry, by w tym momencie ogłosić: „Och, pode mną nie ma złota, są tylko śmieci”. Byłby równie głupcem, gdyby powiedział: „Och, myślę, że tam jest złoto, ale śmieci są tak paskudne, że wolałbym pozostać biednym”. Jedynym mądrym działaniem jest ponowne zakopanie śmieci, podniesienie bryłki złota, uchwycenie jej mocniej niż poprzednio i ponowne czyszczenie.

To jest wiara w autentyczny buddyzm. Mając przeczucie widoku złota (nasz Budda Natura i ścieżka do stanu Buddy), które mogą zakończyć naszą emocjonalną biedę (samsara), bylibyśmy głupcami głosząc: „Tu nie ma złota”.

To to samo, co popełnienie niecnoty, a następnie powiedzenie: „Och, jak straszny jestem, zniszczyłem swój stan Buddy”. Śmieci! Jak się dowiedziałem, śmieci nigdy nie zmieniają złota; po prostu to ukrywa. Podobnie głupotą jest siedzieć i myśleć: „Och, jestem taki okropny, nie zasługuję na wolność Stanu Buddy”.

Nasze śmieci są właśnie takie, niedźwiedź. Możemy z tym zrobić, jak nam się podoba. Jeśli chcemy się w nim tarzać, cały czas narzekając, jak brudni jesteśmy, to rzeczywiście jesteśmy głupcami. Nie możemy winić złota za to, że pozostało na śmietniku, ani nie możemy winić boga ( Budda, nasi Nauczyciele, nasi rodzice, nasi przyjaciele itp.). To my głosimy, że nasze śmieci są zbyt straszne, by sobie z nimi radzić, a nie te dobre istoty, które popychają nas naprzód ścieżką prowadzącą do wydobycia naszego złota, do znalezienia naszego lotosu w sobie, do stania się Buddami.

Pozostaje jeden mądry wybór. Jeśli idziesz swoją ścieżką i upuszczasz swoje złoto, Podnieś to! Następnie zastanów się nad swoim emocjonalnym ubóstwem, biorąc pod uwagę, jak próbujesz je zakończyć, jak próbujesz się oczyścić. Podobnie zastanów się, jak próbujesz zakończyć emocjonalne ubóstwo wszystkich istot.

Zastanów się, jak trudne będą te zadania, jeśli nie będziesz w stanie trochę lepiej utrzymać swojego złota, jeśli nie będziesz w stanie utrzymać w czystości części, które już udało ci się wyczyścić. Może nawet zastanów się, jak głupie jest zmuszanie się do zaczynania wszystkiego od nowa. Użyj tego badania, aby rozwiązać problem, aby następnym razem być bardziej ostrożnym.

Jakkolwiek by nie było, musisz zrozumieć, że nie chodzi tu o śmieci, ale o złoto. Nie chodzi o Wstyd przez wielkie S czy Wstyd przez małe s; chodzi o szacunek dla samego siebie. Nie egocentryczny szacunek do samego siebie, ale zdrowy szacunek do samego siebie, który jest szacunkiem, jaki mamy dla naszego Budda Natura.1

Czy odpowiedziałem na pytanie? Czy wyjaśniłem, że w buddyzmie nawet wstyd może poprowadzić nas naprzód na ścieżce? Ale tylko wtedy, gdy widzimy to wyraźnie. I o to właśnie chodzi w buddyzmie, prawda? Widzenie rzeczy wyraźniej. Każdego dnia stawać się trochę czystszym; nigdy nie przestawać pławić się w naszym poczuciu „ja”.

Znając te rzeczy,
obyśmy starali się chronić pracę, którą wykonaliśmy.
Obyśmy starali się dokończyć rozpoczętą pracę
dla dobra wszystkich istot.


  1. Czcigodny Thubten Chodron: W języku angielskim „wstyd” może mieć dwie konotacje. Jednym z nich jest wstyd, z którym J. był żonaty: poczucie, że jesteśmy bezwartościowi i z natury zepsuci. Ten rodzaj wstydu należy porzucić na ścieżce, jak zauważył J.. Drugie skojarzenie to żal, jak w „Wstydzę się tego, jak postąpiłem, a ponieważ wierzę w siebie, zrobię to lepiej”. To właśnie ta konotacja jest bliższa sanskryckiemu słowu hri (tybetański: ngo tsha ona jest tatą). Jednak i to nie pasuje zbyt dobrze do znaczenia słowa sanskryckiego. Termin sanskrycki odnosi się do czynnika psychicznego, który pomaga nam powstrzymać się od szkodliwych działań ze względu na poczucie, że jesteśmy godnymi ludźmi. Ponieważ szanujemy siebie, powstrzymujemy się od działania destrukcyjnego. Dlatego myślę, że słowo to lepiej przetłumaczyć na angielski jako „poczucie integralności”. Dzięki naszemu poczuciu integralności i szacunku do samego siebie nie naruszamy naszych wartości etycznych. Przetłumaczone w ten sposób, nie ma niebezpieczeństwa, że ​​ludzie się zdezorientują lub pomyślą, że bolesne poczucie wstydu, które odczuwał J., jest cnotliwym czynnikiem mentalnym. 

Osób uwięzionych

Wiele więźniów z całych Stanów Zjednoczonych koresponduje z Czcigodnym Thubtenem Chodronem i mnichami z opactwa Sravasti. Oferują wspaniały wgląd w to, jak stosują Dharmę i starają się przynieść korzyść sobie i innym, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.

Więcej na ten temat