Przyjazne dla wydruku, PDF i e-mail

Pomarańcza uważności

Pomarańcza uważności

Pojedyncza pomarańcza.
Obieranie pomarańczy było jak usuwanie skóry mentalnych przeszkód podczas siedzenia w medytacji. (Zdjęcie zrobione przez Roberta Couse-Bakera)

Pracownicy kuchni więziennej zapomnieli położyć owoców na zamówionej przeze mnie dzisiaj tacy z warzywami. Jednak było bardzo prawdopodobne, że nie otrzymam żadnego, ponieważ nie zwróciłem na to uwagi strażnika, kiedy dał mi jedzenie. „No cóż”, pomyślałem, „najgorsze, co może się przydarzyć, to to, że on powie „nie”, kiedy o to poproszę”.

Kiedy strażnik przyszedł podnieść tace, powiedziałem mu, że nie dostałem na tacę żadnych owoców. „Zobaczę, co da się zrobić”, odpowiedział i odszedł.

Mniej więcej godzinę później już prawie zrezygnowałem z jedzenia owoców na lunch, kiedy do mojego oddziału wchodzi strażnik z pogniecionym brązowym papierowym workiem i szykuje się do mojej celi. Otworzył tacę w moich drzwiach i podał mi torbę. Uśmiechnął się i wyszeptał: „Zszedłem do celi śmierci i ściągnąłem to z wózka. Nie przegapią tego, a i tak kończą karmienie. Zamknął port i wyszedł nie oglądając się za siebie.

Otworzyłem papierowy worek i zajrzałem do środka. W torbie była pomarańcza! Dwa lata temu przestali podawać owoce cytrusowe na oddziale intensywnego zarządzania, w którym mieszkam, więc od dawna nie miałem pomarańczy. Sięgnąłem do środka i wyciągnąłem małą pomarańczę.

Mogłem prawie zacisnąć całą rękę na pomarańczy – była taka mała. Przyłożyłem go do nosa i wdychałem jego zapach. Zamknęłam oko i pomyślałam o minionych Świętach Bożego Narodzenia, kiedy mama wpychała pomarańcze do pończoch, abyśmy my, dzieciaki, mogli je znaleźć następnego ranka, i uśmiechnęłam się.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na mój mały skarb. Był lekko odbarwiony z odcieniami żółci i lekko jasnobrązowy wśród koloru pomarańczowego. Można było powiedzieć, że nie był to zbiór plonów, a najprawdopodobniej był to ścinek z zeszłorocznych żniw, który nie nadawał się do sprzedaży w sklepie, więc został sprzedany do więzienia. Nie obchodziło mnie to jednak: to była uczta dla mnie!

Przypomniałem sobie historię o tym, jak książę Siddhartha dzielił się mandarynkami z niektórymi dziećmi. Nauczył ich, jak jeść z uważnością i naprawdę głęboko widzieć akt dzielenia się i bycia razem. Pomyślałem, że będzie to dla mnie dobra okazja, aby wcielić tę lekcję w życie, więc trzymałem małą pomarańczę w dłoni, uśmiechałem się do niej i zacząłem ją obierać. Kiedy wyjmowałam z niej każdy kawałek skórki, wdychałam i głęboko widziałam, jak olejek cytrusowy wypływa ze skórki i łączy się z powietrzem. Wtedy robiłem wydech i uśmiechałem się.

Mój wszechświat stał się moim oddechem; obieranie pomarańczy stało się unikalnym procesem, podobnie jak usuwanie skóry z naszych mentalnych przeszkód, gdy w niej siedzimy medytacja.

Wkrótce stwierdziłem, że moja pomarańcza jest obrana i zobaczyłem wewnętrzny owoc. Trzymałem go blisko oczu, żeby zobaczyć go wyraźnie, i zauważyłem małe, białe, przypominające żyłki błony osadzone i okrążające owoc. Była to struktura, która przenosiła wodę i składniki odżywcze do owocu, gdy rósł na drzewie. Przypomniało mi o naszym własnym układzie krążenia, który przenosi naszą życiową krew przez nasze ciało. Znowu uśmiechnąłem się i podzieliłem oddech z pomarańczą.

Następnie bardzo powoli przeciągnąłem owoc na pół. Słyszałem, jak skóra trzeszczy, a małe krople soku rozpryskują się w powietrzu, gdy robiłem wdech. To było tak, jakby pomarańcza mnie ochrzciła i obdarzyła błogosławieństwem swojej esencji. Wyciągnąłem kawałek z połówki i położyłem go na języku. Było tam zimno i ciężkie zamulenie czekające na zjedzenie.

Przełożyłam owoc z języka na zęby i wgryzłam się w niego. Ponieważ był to pierwszy owoc cytrusowy, jaki miałam od dwóch lat, a także odrzut fabryczny, był nieco kwaśny. Moja twarz zaczęła się marszczyć, a gruczoły w gardle na sekundę zamarły. Jestem pewien, że wyglądałem, jakbym miał zły przypadek „gorzkiej piwnej twarzy”. Zachichotałem do siebie i musiałem ponownie skupić się na oddychaniu.

Udało mi się przełknąć ten pierwszy kęs, a potem oderwałem kolejny kawałek. Spojrzałem na niego, powąchałem, wyczułem jego teksturę i ponownie wgryzłem się w niego. Tym razem pomarańcza była słodka. Może mój medytacja był tak skupiony, że nie czułem kwaśnego smaku, a może mała pomarańcza zobaczyła twarz, którą zrobiłem i zlitowała się nade mną. W każdym razie żaden z pozostałych kawałków nie smakował źle.

Kiedy skończyłem ostatni kawałek, zamknąłem oczy, odetchnąłem i uśmiechnąłem się. Trzymałam w złożonej dłoni żółto-brązowe skórki pomarańczy i podziękowałam małemu skarbowi za tak wspaniały moment mojego dnia.

Rozmyślałem o tym, jak my, uwięzieni ludzie, możemy rozpocząć życie tak, jakbyśmy byli owocem nieodpowiednim dla społeczeństwa. Możemy postrzegać siebie jako trochę przebarwionych i czasami nie zgadzaliśmy się z gustami innych. Jednak nadal jesteśmy częścią drzewa ludzkości i jeśli tego pragniemy, możemy zmienić nasz kwaśny smak w słodki nektar dla innych, zanim skończy się nasz czas w tym życiu. Być może będziemy musieli zedrzeć trochę pożółkłej, cętkowanej skóry i nawet wtedy możemy nie wyglądać zbyt dobrze. Ale dzięki cierpliwości i zrozumieniu oraz życzliwości wobec siebie i innych możemy stać się skarbami godnymi pokoju i harmonii w codziennym życiu.

Autor gościnny: LB

Więcej na ten temat