Prawie zamieszki
Prawie zamieszki

Dzisiejszy dzień był pełen wydarzeń. A przynajmniej nastąpiła niewielka zmiana w mojej monotonnej codziennej rutynie. Dziś rano poszedłem do pracy. Pracuję w sali gimnastycznej/obiekcie rekreacyjnym i zajmuję się czyszczeniem gitar. Chwyciłem gitarę i poszedłem usiąść na trybunach. Zanim zacząłem w cokolwiek grać, zauważyłem, że korytarz prowadzący do sali gimnastycznej był zatłoczony ludźmi, a kilku strażników więziennych kazało im wyjść na zewnątrz, ponieważ sala nie była jeszcze otwarta.

Dziwnie było to oglądać, bo to pierwszy raz, kiedy widzę tu więźniów trzymanych razem. (Zdjęcie zrobione przez Haft krzyżykowy ninja)
Nie było to zaskakujące; to codzienność. Uwięzieni na korytarzu są robotnikami zajmującymi się konserwacją podwórzy, co oznacza, że muszą zbierać śmieci na dziedzińcu więziennym oraz zamiatać i odśnieżać chodniki. To naprawdę okrutna praca w zimach w Missouri, bo więzienia nie dają im ciepłych ubrań. Dostajemy mundury o połowę cieńsze od niebieskich dżinsów, kaczą kurtkę, która jest cienka jak papier i nie ma kaptura (mam dwa razy cieplejszą pikowaną flanelową koszulę), czapkę saneczkową i buty z jednej cienkiej warstwy z taniej skóry o połowie grubości tektury. Mam szczęście mieć członków rodziny, którzy od czasu do czasu przysyłają mi pieniądze, więc mogę kupić trochę osobistych ubrań, ale faceci, którzy nie mają nikogo z zewnątrz, mogą im wysłać pieniądze — około połowy ludność więzienna – wszystko, co muszą nosić, to ubrania, które wydaje im państwo.
W każdym razie funkcjonariusze więzienni starają się zmusić tych facetów do wyjścia i pracy w tej wyjątkowo zimnej pogodzie, nie zapewniając im ciepłych ubrań. Zwykle dzieje się tak, że po wypędzeniu z korytarza pracownicy stoją na zewnątrz przez 10 lub 15 minut, dopóki siłownia się nie otworzy, a następnie wkradają się tutaj. Ale dzisiaj było tak zimno, że kiedy strażnicy kazali im opróżnić korytarz i wyjść na zewnątrz, wyszła tylko połowa. Wtedy trochę się zainteresowałem, ponieważ około ośmiu strażników krzyczało na około 100 uwięzionych ludzi, każąc im opróżnić salę. W tłumie było około pięciu uwięzionych ludzi, którzy krzyczeli – odwróceni plecami, żeby strażnicy nie mogli zobaczyć, kim są – wszelkiego rodzaju miłe rzeczy dla strażników. Zasadniczo mówili: „Nigdzie nie idziemy”.
W końcu, po 30 minutach, strażnicy zabrali dziesięciu uwięzionych ludzi do izolatki za podżeganie do zamieszek i pozwolili wszystkim pozostałym wejść na salę gimnastyczną. Później tego popołudnia personel zmienił politykę tak, że pracownicy stoczni musieli pracować tylko jeden dzień w tygodniu zamiast pięciu.
Dziwnie było to oglądać, ponieważ po raz pierwszy widzę uwięzionych ludzi, którzy trzymają się tutaj razem. To zwykle pies zjada psa. Gdyby tylko zdali sobie sprawę z potęgi, jaką może mieć społeczność.