Przyjazne dla wydruku, PDF i e-mail

Piękno i błędy

Piękno i błędy

Chrząszcz koloru zielonego i złotego.
Otwarcie się na to, co nas otacza, daje możliwość uczenia się i rozwoju. (Zdjęcie zrobione przez Patryk Moneta)

Dzisiejszy dzień był dniem zadziwienia i otwarcia oczu na to, że miłość i piękno mogą istnieć i istnieją nawet w najciemniejszych miejscach i okolicznościach.

Obudziłem się dziś rano, tak jak każdego ranka przez większą część 26 lat – w więzieniu. Więzienie jest teraz w domu, przyznaję. Nie opłakuję tego faktu, po prostu jest. Jednak to, co nie jest zwyczajne, to sposób, w jaki ułożył się mój poranek oraz uczucia i energia, które mnie otaczają. To było tak, jakby wszechświat mówił tylko do mnie: „Widzę cię i kocham cię!”

Kiedy się obudziłem, nie chciałem wstawać z łóżka ani korzystać z półgodzinnego okresu rekreacji, który jest przyznawany nam pięć dni w tygodniu. Jednak zmusiłem się, by wyjść z pajęczyny kiepskiego snu w nocy i zgolić trzydniowy zarost z twarzy. Mój nauczyciel Dharmy przyjeżdżał dziś rano i nie chciałem wyglądać tak źle, jak się czułem.

Kiedy strażnicy poprowadzili mnie przez drzwi na plac zabaw i na wybieg dla psów o wymiarach 30 x 12 stóp, który nazywamy „podwórkiem”, wydawało się, że cały świat (a przynajmniej moja mała część) zmienił się w cudowną strefę zmierzchu stworzony przez miłującą dobroć. Zwykle małe podwórko, na którym mieszkam w jednostce zarządzającej niesfornych więzionych ludzi, jest pozbawione życia, zawalone kurzem, starymi obcinanymi paznokciami i kawałkami papieru wyrzucanymi przez licznych mężczyzn, którzy używają go, by odejść od swojej frustracji lub z dala od codziennego zapachu mężczyzn, którzy żyją ciasno zbyt blisko siebie.

Ale dzisiaj było inaczej: pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, był mały, czarny pluskwa wodna biegnąca wzdłuż jednej ze ścian. Robak zdecydowanie szukał miejsca do ukrycia, ale tak jak robaki, odwracał się, a potem pędził w drugą stronę i nie oddalał się daleko w żadnym kierunku, chociaż myślał, że tak. Pozdrowiłam go i uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że będę musiała mieć na niego oko, aby nie nadepnąć na niego przypadkowo, gdy przemierzam okolicę.

Zacząłem czuć atmosferę nowego poranka i spojrzałem w górę, gdzie część obszaru do nagrywania została otwarta na niebo, pokryta tylko kilkoma prętami i dużym drutem kastetowym. Niebo było kobaltowoniebieskie, głębokie jak niebo w bezchmurne letnie dni, odzwierciedlając jednocześnie przejrzystość i bezmiar oceanu. Cóż za piękny dzień, pomyślałem i głęboko odetchnąłem świeżym powietrzem.

Kiedy zacząłem odwracać się w drugą stronę i wznowić swój spacer, stanąłem twarzą w twarz z jednym z największych latających żuków, jakie kiedykolwiek widziałem. Z początku zaskoczył mnie ten widok. Jestem przyzwyczajony do widoku plwociny lub starej pajęczyny, kiedy skręcam wzdłuż ściany. Potem wyciągnąłem palec na powitanie i powiedziałem: „Cześć, braciszku!” Żuk poruszył długimi na cal czułkami, jakby chciał powiedzieć: „Trzymaj się z daleka!” ale nie odleciał, jak się tego spodziewałem.

Spojrzałem na niego albo na nią – naprawdę nie potrafię odróżnić samca latającego chrząszcza od samicy – ​​i to była ładna rzecz. Chrząszcz miał około XNUMX cala długości i około pół cala szerokości. Jego głowa zwężała się do zestawu czułków, które wydawały się mieć na sobie małe włosie. Pancerz był lśniąco czarny, a jego skrzydła lekko wystawały z tyłu. Znowu się uśmiechnąłem i kontynuowałem chodzenie.

Kiedy zrobiłem drugą rundę obok wodnego robaka, który teraz biegł prosto w kierunku czerwonych spodenek gimnastycznych, które rzuciłem w jednym kącie z praniem, zauważyłem ruch na ziemi przy moich stopach. Kiedy przyjrzałem się bliżej, zauważyłem, że była to osa, w odrętwieniu, która powoli budziła się do rana.

Osobiście nie obchodzą mnie pszczoły ani osy. Pamiętam, jak wiele bólu i udręki przeżyła z ich powodu moja mama jako dziecko. Nie chciałem też zostać przez nich użądlony, ale ten był dokładnie na środku ścieżki, po której szedłem, i już musiałem mieć oko na pluskwa i żuka. Musiałbym coś zrobić, gdybym chciał kontynuować mój poranny spacer i nie nadepnąć na te istoty.

Schyliłem się do wodnego pluskwiaka i delikatnie wcisnąłem go w dłoń, po czym zaniosłem go do odpływu wody. Gdy tylko go postawiłam, wpadł do ciemnego odpływu i usiadł na jednej z listew przykrywających odpływ. Wiedziałem, że przez chwilę nie będzie się ruszał. Następnie podszedłem do stosu brudnego prania i wyjąłem starą skarpetę. Podszedłem do osy i spróbowałem delikatnie wepchnąć ją w róg ogrodu rekreacyjnego. Na początku poruszała się powoli, ale po pięciu czy sześciu podpowiedziach z moją skarpetką na plecach, zmierzała we właściwym kierunku, chociaż za każdym naciśnięciem próbowała ukłuć tę śmierdzącą starą skarpetę. W końcu zaciągnąłem ją w kąt i wróciła do czekania na rozgrzewkę dnia. Ale miała na mnie oko; Widziałem jej małą główkę poruszającą się tam iz powrotem za każdym razem, gdy przechodziłem obok.

Przez następne 25 minut chodziłem tam iz powrotem po wybiegu dla psów, zastanawiając się nad pięknem, które pojawiło się w moim życiu w tym momencie. Wielu z nas po prostu spędza dzień, ignorując otoczenie. Dla wielu z nas jest to taktyka przetrwania, która pomaga powstrzymać intensywne i zwykle negatywne emocje. Rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale odkrywam, że im bardziej otwieram się na to, co mnie otacza (nawet jeśli jest to negatywne), tym bardziej potrafię w tym dostrzec piękno i się z tego czegoś nauczyć.

Dzisiaj mogłem zobaczyć inne stworzenia, które starają się żyć i rosnąć. Niczego ode mnie nie prosili, ale dzielili się świadomością, że w ich momencie istnieję z nimi. Uśmiechnęłam się do błękitnego nieba, do robali i do siebie – widząc, czując, egzystując bez krzywdzenia. To mi teraz wystarczy i jestem wdzięczny.

Autor gościnny: LB

Więcej na ten temat